Często filmy, na które polujemy długo i o których czytamy w samych superlatywach okazują się dla nas rozczarowaniem. W związku z tą przypadłością, po zdobyciu "Diabła" podchodziłem do niego przed seansem jak pies do jeża. Okazało się to absolutnie zbędne. Jest to obraz zupełnie odmienny od typowego polskiego kina rozliczającego się z historią.
Forma to zdecydowanie odmienna - kino "narodowe" w konwencji rozwiązłego seksualnie horroru? Wielu bogoojczyźnianych Polaków chwyciło by się za głowę po spotkaniu z "Diabłem". A jednak obrana formuła sprawdza się według mnie idealnie. Czuć atmosferę chaosu porozbiorowego (czy też, w bardziej alegorycznym aspekcie tego filmu, wydarzeń marca '68). "Wszystko wolno, nic już nie trzeba", ta myśl, jak mantra, wielokrotnie przywoływana podczas seansu, świetnie obrazuje wizję Żuławskiego w "Diable". Szalone postacie miotają się w kazirodczych orgiach podczas gdy Jakub, główny bohater, prowadzi morderczą krucjatę wiedziony przez nieznajomego.
Nadekspresyjne aktorstwo, podobne do "Trzeciej części nocy" idealnie pasuje do takiego obrazu świata. Swoją grą szczególnie uwodzi Wojciech Pszoniak wcielający się w tytułowego diabła. W tle rozbrzmiewa hipnotyczna gitarowa muzyka podkreślająca ponury nastrój. Całości dopełniają niesamowite zdjęcia obrazujące spazmatyczny danse macabre na "trupie Rzeczypospolitej".
Z widzianych dotychczas przeze mnie siedmiu obrazów Żuławskiego, jest to, obok debiutu, największe dokonanie reżysera. Dodatkowo to także jeden z niewielu w ogóle, a tylko kilku udanych horrorów (chociaż takie zaszufladkowanie gatunkowe może być w przypadku "Diabła" dość płytkie) w historii polskiej kinematografii. Serdecznie polecam!
9/10 (pewnie z kolejnym obejrzeniem jeszcze wyżej)
U mnie "Diabeł" na razie ma 4/10. Już wyjaśniam dlaczego. Oglądałem go nie wiedząc jeszcze o czym tak naprawdę jest. Odebrałem go więc jako chory, bardzo chory film, absolutną psychodelę, jeden z najbardziej porąbanych (ale nie do końca w tym złym znaczeniu) filmów jakie widziałem. Po prostu go nie zrozumiałem. Dopiero potem, z opisów w necie a przede wszystkim z ust samego Żuławskiego dowiedziałem się o czym jest ten film.
W innym wątku podajesz Zombie, że pod koniec stycznia będzie znów "Diabeł" w sklepach. Już nie mogę się doczekać kolejnego seansu, spodziewam się iż podwyższy on moją ocenę filmu conajmniej dwukrotnie.
Przyznam, że przy najlepszych chęciach i nieskrywanej miłości do Teleszyńskiego, nie mogę nazwać tego filmu chociażby niezłym.
Nie wytrzymałam do końca - po półtorej godziny już dziękuję, już się najadłam. Sceny wydają się być urywane, "psychodelię" kreuje się bardziej przy pomocy niedopowiedzeń oraz ogólnej histerii, wszystko jest chaotyczne i ciężko dopatrzyć się w tym jakiegoś, niekoniecznie nawet głębokiego, sensu.
Jedyne, co przypadło mi do gustu to muzyka - klimatyczna, mocna, absolutnie hipnotyczna. Tylko co z tego, skoro cały jej efekt psuje aktorstwo - chociażby Małgorzata Braunek. Miałam wrażenie, że nie była ona wcale "nadekspresyjna", raczej... epileptyczna? Nadrobił może Pszoniak, choć jeśli chodzi o Leszka Teleszyńskiego - jeżeli już widzimy jego głowę, to najczęściej tyłem. Co stało się z przedstawianiem uczuć na twarzy aktora?
Czytając jednak recenzję powyżej, trafiłam na wzmiankę o marcu '68, również Winston Wolf wspomina coś o wyjaśnieniach Żuławskiego, o czym jest (miał być?) ten film. Może zatem faktycznie są w filmie podteksty, alegorie, odwołania do rzeczy, o których mi nie wiadomo, ale do tej pory wydawało mi się, że film ma mówić do odbiorcy za pomocą obrazu, a nie wyjaśnień reżysera.
Mam nadzieję, że moje zdanie nikogo nie urazi, jednak ode mnie 4/10.
Z tym mistrzostwem FORMY kapkę przesadzasz. Treści - tak i wysoko cenię ten film za treść, odniesienia i psychodelię, ale pod względem formy jest on niestety bardzo nieudany. Historia za bardzo rozwleczona (scenariusz). Nie przez wszystkich dobrze zagrana, nie zawsze strawna nadmierna teatralność (aktorstwo). A przede wszystkim liczne wady techniczne (forma w sensie węższym).
Co do tego ostatniego: film obarczony jest wszystkimi grzechami PRL-u. Kiepska taśma, na dodatek wyraźnie oszczędzana ( wtedy limitowano jej ilość, bo kolorową sprowadzano z zagranicy za dewizy ;). Gdyby było dosyć taśmy ewidentnie wielu scenom przydałyby się tutaj duble - pod różnymi względami, także aktorskim, ale najbardziej dzisiaj przeszkadzają nienajlepsze zdjęcia. Oraz - po drugie - niechlujny montaż. Poza tym złe udźwiękowienie, tragiczne oświetlenie. Gdybym miał oceniać tylko "formę" ten film nie wyszedłby z 2/10. A dałem mu kiedyś 8/10.
Zależy jakie zdjęcia czy też montaż do ciebie przemawiają. Nie lubisz takiego zamierzonego chaosu, ok. Dla mnie niechlujnie i na odpieprz pod względem technicznym (zresztą scenariuszowym również) to była zrobiona "Szamanka".
Jeżeli chodzi o, jak to określiłeś, grzechy PRLu nie zgodzę się. Owszem wszystkie te realia podane przez ciebie znam, tylko dlaczego w Polsce dzisiaj kręci się filmy realizacyjnie gorsze niż wtedy? Wiadomo, że technika inna, ale często mam wrażenie, że kamerę debil ustawiał. W czasach PRLu, bez stabilizatora obrazu udawało się jakoś kręcić efektowne zdjęcia "z ręki". W związku z tym wątpię, żeby akurat w tym wypadku efekt końcowy był niezamierzony (chociaż wiadomo, że nie można było sobie pozwolić na dziesiątki dubli jak u Kubricka ;)
Kiepska jakość dzisiejszych filmów to inna sprawa. W pełni się zgadzam co do Szamanki.
Natomiast zła jakość techniczna Diabła jest widoczna gołym okiem. Tyle że nie za to należy ten film oceniać. Ale choćby już Opętanie, chociaż też "odjechane" (i zwymyslane przez widzów m. in. za kiepski montaż - patrz forum;) oglądało mi się znacznie przyjemniej.
Cały czas będę utrzymywał, że ten chaos był zamierzony ;) Zgodzę się co najwyżej co do złego stanu technicznego kopii (pracowałem kiedyś w kabinie i wiem, że taka taśma leżąca choćby 10 lat na półce bez konserwacji wygląda strasznie). "Opętanie" widziałem 2 razy, w tym raz w kinie i mimo wielu niesamowitych scen, uważam ten obraz za nieco gorszy. Ale tam z kolei niedorobiona końcówka wynikała z braków budżetowych ;) A niby zachód :D
Poza tym, że Pszoniak gra diabła to w tym filmie nie ma nic z horroru. Właściwie to nawet postać Pszoniaka nie jest horrorowa, to nie ten rodzaj diabła. I mówienie o tym filmie, jako o horrorze nie jest płytkie, jest po prostu błędne.
O, a to ciekawe. A dlaczego błędne? Horror to nie tylko głębokie jak kałuża historie o domach w środku lasu.
Horror to zasadniczo przedstawienie spotkania z grozą, wywołania u widza przynajmniej niepokoju. Ja w ogóle się tu kiedyś kłóciłam, że czas najwyższy przestać ten gatunek dopasowywać do wszystkiego i opracować nowe - właściwie to one są już opracowane, cóż z tego, jak przeciętny zjadacz popcornu nie ma pojęcia, że istnieją. Ale mniejsza już o to - biorąc pod uwagę dzisiejszą niesamowicie szeroką definicję horroru - dlaczego ten film ma nim nie być?
Mnie bardzo wadzi ta kamera w ciągłym ruchu. W pewnym momencie przestałam go odbierać jako "co za świetne pokazanie szaleństwa" a zaczęłam bardziej w stylu "zabrakło kasy na statyw?". Zasadniczo myślę, widz bardziej by docenił taki nastrój, gdyby ten ruch był chociaż przez chwilę skontrastowany z kamerą statyczną, choćby w miejscach, które się o nią proszą - dwóch bohaterów na wielkim planie, którzy po prostu rozmawiają.
"Natomiast zła jakość techniczna Diabła jest widoczna gołym okiem. Tyle że nie za to należy ten film oceniać."
Eee... a za co? Znaczy ja rozumiem, odniesienia itepe, ale jednak każdy film obok treści ma jeszcze formę. Podobnie jak książka, która oprócz samej fabuły jest napisana w pewnym stylu, a zły styl przeszkadza w odbiorze nawet najwybitniejszej pozycji.
No i po kolejnym seansie. Tak jak wspominałem wyżej, ocena poszła zdecydowanie w górę. Zajebisty film!
Rewelacyjnie przedstawiona fabuła, fajnie wpleciona historia marca'68 pod płaszczykiem rozbioru Polski (szczególnie na końcu, gdy Diabeł każe Jakubowi podać nazwiska spiskowców i podpisać). Nie można zapomnieć też o kapitalnej muzyce Andrzeja Korzyńskiego, potęgującej mroczny klimat.
Chciałbym wspomnieć jeszcze o bardzo dobrym aktorstwie, wyróżniam przede wszystkim świetnych Leszka Teleszyńskiego i Michała Grudzińskiego. No i absolutny mistrz świata w swojej roli - rewelacyjny Diabeł - Wojciech Pszoniak.
Mały minus za montaż (chociaż często podobały mi się te "pozrywane" kadry) i Małgorzatę Braunek, której nigdy nie lubiłem.
Reasumując, 9/10 i "Diabeł" wędruje do ulubionych.
Kuriozalnej? We wcześniejszej wypowiedzi wyjaśniłem przecież dlaczego do tej pory miał niską ocenę, sugerując jednocześnie iż po następnym seansie na bank powędruje w górę.
Raz - jak można oceniać nisko film, którego się nie zrozumiało? Dwa - jak można oceniać wysoko film, tylko dlatego, że gdzieś przeczytało się jakie ma znaczenie? Wiesz, nie chcę się za bardzo czepiać, ale zawsze wydawało mi się, że do wystawienia jakiejkolwiek oceny, wydania jakiejkolwiek opinii, potrzebne są własne przemyślenia. Jeśli natomiast te przemyślenia bazują na niemożności odczytania wymowy filmu (z czego zresztą sam zdajesz sobie sprawę w pierwszym poście) lub są zasugerowane czyjąś interpretacją (skąd wiesz, że właściwą? przecież każdy reżyser w swoim filmie widzi dzieło złożone i nietuzinkowe), to rodzi się wspomniane kuriozum. Tyle.
po jednorazowej recepcji filmu miałem wrażenie że w filmie jest za dużo chaosu. Trudno powiązać wszystkie wątki w logiczną całość.
psychodeliczny rys filmu mnie trochę rozczarował.liczyłem na coś mocniejszego i lepiej pokazanego( sceny morderstw jakuba są strasznie średnie).
6/10
Widze że wielu z was wciela się w role krytyków filmowych, których opinie o filmie słyszałem już przed jego obejrzeniem - były to argumenty takie jak ; wizja autora go przerosłą, że niedopracowany etc Jest to dla mnie w tym wypadku drugorzędną sprawą gdyż mnie ten film poruszył, a następujące wydarzenia oglądałem momentami z szeroko otwartymi oczami, symbolika, gra aktorska, klimat, muzyka itd itd. Ambitny film z głębokim przesłaniem, polecam i pozdrawiam :)
Film widziałem już czas jakiś temu, ale zawędrowałem tu dopiero teraz, to i dopiero teraz piszę. Trochę mi się już sceny z "Diabła" plączą, ale jedno wiem na pewno dalej: arcydzieło.
Nie ma co się zżymać na niedostatki techniczne: tak krawiec kraje, jak materii staje... a że w PRL-u nie stawało (przepraszam za mimowiedną, khm-khm, dwuznaczność), to się usiłowało robić królewskie płaszcze z lnu i paździerzy. Chwała tym, którzy mimo wszystko wybili się na wielkość. No i to jednak był "półkownik" przez ładnych parę latek, stąd jakość kiepska.
Dla mnie "Diabeł" to przede wszystkim genialna, bezpardonowa rozprawa z polskością - nie krytyka, nie potępienie, ale jakaś psychoanaliza (egzorcyzmowanie?) dna polskiej duszy, wiwisekcja narodowej histerii. W najgłębszym tego słowa znaczeniu - film romantyczny (i żeby było jasne: romantyczny w sensie, w jakim romantyczne są demony historii rozpętane w "Nie-Boskiej komedii", a nie romantyczne w tym załganym znaczeniu, w jakim romantycznymi ma się czelność nazywać wszystkie te "Tylko mnie ruchaj" (o ups!, pardonsik, "kochaj" miało być...). A jednocześnie - antyromantyczny: przerażający obraz uwikłania polskiego everymana w tradycję, religię, historię, naród, rodzinę... No więc: jako że dusza histeryczna, to i film histeryczny być musiał - ach, ten nieprawdopodobny, jakiś taki plemienno-telluryczny taniec Pszoniaka cieszącego się wiosną!. To jest coś na miarę filmowego odpowiednika "Dzienników" Gombrowicza albo "Legendy Młodej Polski" Brzozowskiego.
Jedna scena, która mnie poraziła, na wymowę której brakuje mi słów: Jakub, stojąc na gruzach rodzinnego dworu (a wiadomo, jak zmityzowany jest i dwór, i rodzina w polskiej umysłowości już od czasów "Żywota człowieka poćciwego" imć Reja), gdzie wydarzyło się już wszystko - i pożarcie symbolicznego ojca, i złamanie świętego tabu kazirodztwa - podpala to wszystko od flagi powstańczej.
A to Polska właśnie!...
"...fajnie wpleciona historia marca'68" Oj tam, oj tam: Jak się kto uprze, to do WSZYSTKIEGO można dorobić jakąś filozofię, doopowiadać jakieś "podwójne dna" i "ukryte znaczenia". Jeżeli, żeby film mi się podobał, muszę najpierw studiować "co poeta chciał powiedzieć", to ten film jest dla mnie kiepski: Film ma to wszystko zawierać sam w sobie!
A o innych ułomnościach tego filmu nie będę się dalej rozwodził, bo "de mortuis nihil nisi bene".
Aktorstwo nie jest "nadekspresyjne" tylko pretensjonalne, muzyka nijak nie pasuje do obrazu, film niczym nie
zaskakuje, brew Teleszyńskiego jest irytująca, tytułowy Diabeł nieciekawy, wszystko zbyt oczywiste i
dosłowne. Tylko aktorki ładne.
Cóż, to w takim razie chyba obejrzeliśmy nie ten sam film... ale o ile rozumiem, że można znaleźć argumenty na rzecz słabości aktorstwa czy muzyki, o tyle ni cholery nie kupuję opinii, że "Diabeł" jest oczywisty, dosłowny i niczym nie zaskakuje. Zrozumiałbym, że można go uznać za przeintelektualizowany, dęty, pretensjonalny i bełkotliwy, ale za zbyt prosty - nigdy. Tym bardziej, że pozostawiasz tak kategoryczny sąd kompletnie bez uzasadnienia.
Jeden z komentatorów napisał: "Kiepska taśma, na dodatek wyraźnie oszczędzana ( wtedy limitowano jej ilość, bo kolorową sprowadzano z zagranicy za dewizy ;). Gdyby było dosyć taśmy ewidentnie wielu scenom przydałyby się tutaj duble - pod różnymi względami, także aktorskim, ale najbardziej dzisiaj przeszkadzają nienajlepsze zdjęcia. Oraz - po drugie - niechlujny montaż. Poza tym złe udźwiękowienie, tragiczne oświetlenie."
Wszystko to prawda. Film ma MASĘ wad.
Ale i tak jest GENIALNY!!!!!!!!!!