Przereklamowane "arcydzieło" z beztalenciami w rolach głównych - Chalamet, Zendaya. Ten pierwszy z zestawem dziwacznym min niedostosowanych do odgrywanych scen. Ta druga naburmuszona księżniczka zastygłego wyrazu twarzy, która urwała się z Pocahontas.... oboje pasują do Diuny jak kwiatek do kożucha. Głowna postać negatywna żywcem splagiatowana ze Star Wars, podobnie zresztą jak elementy technologii. Statyści wypadają w tym filmie lepiej od głównych bohaterów. Całość osadzona w do bólu nudnych pejzażach, że zasnąć można. Owszem zwłaszcza pod koniec doświadczamy wreszcie czegoś lepszego pod względem akcji, efektów, widowiskowych scen, jednak 30min nie jest w stanie zatuszować tego co się dzieje przez pozostałe 2h. Gdyby chociaż fabuła była porywająca, ale też nie - mamy tu rozmowy wciągające równie mocno co telenowela Klan. Film nierówny, z nieskładnie posklejanymi scenami, błędami konsekwencji przyczynowo-skutkowych. Takie się dziś robi "superprodukcje" za 200 milionów $, gdzie pieniędzy nie widać na ekranie, zamiast tego do porzygu pompowana promocja we wschodzące gwiazdki-bożyszcza nastolatek. pseudoaktorzyny nieudolnie pozorujące emocje pokryte brokatem wzniosłej muzyki. Trudno też nie oprzeć się wrażeniu sztucznie zawyżonych ocen przez zagorzałych fanboyów uniwersum, którzy na wszystko są w stanie przymknąć oko...