Niestety dwójka sprawia wrażenie jakby ktoś wpieprzył się reżyserowi do pracy. Ten film powinien był być podzielony na dwie części i rozbudowany o masę pominiętych wydarzeń/wyciętych scen. Otrzymaliśmy finalnie efekt jakby ktoś odchaczał na liście sceny do zrobienia i leciał do kolejnej. Przez to film nie angażuje tak emocjonalnie jak jedynka. Takie jest przynajmniej moje wrażenie. Oglądając nie czułem się bezpośrednio zaangażowany w to co widziałem. Jedynym wyjątkiem była scena pierwszego ujeżdżania Szej Huluda przez Paula. Ten moment wyczekiwania, później pojawienie się czerwia i ackeptacja faktu, że już nie ma odwrotu i to nadchodzi. To było dobre. Podobnie jak w jedynce odczucie nieuniknionej zmiany ale też ekscytacja czyms nowym, odkrywanie tych nowości, intryga, relacja ojca z synem i jego utrata, świadomości dziedzictwa spoczywającego na barkach, pierwszy moment w którym widzimy paszczę Szej Huluda itp. W dwójce dużo się dzieje ale to po prostu leci bez pewnej głębi emocjonalnej ponieważ te sceny nie mają czasu nawet zaangażować emocjonalnie widza, zaraz jest następna i następna. Trochę przypominało mi to seans Avengersów End Game gdzie było wszystkiego dużo ale było mi to wszystko obojętne. Tutaj podobnie z tym, że jednak wizualnie tysiąc razy lepsze i bardziej wyrafinowane. Troszkę boli nie jak przedstawiono Chani w filmie, zbuntowana nastolatka. Całkowite przeciwieństwo książkowego pierwowzoru. Szkoda też wielu pominiętych, a istotniych wydarzeń. Pojawienie się Gurneya Hallecka właściwie bez znaczenia dla fabuły. Wypicie wody życia przez Jessickę i Paula też bardzo spłycone. Sicze fremenów zupełnie inne niż w książce. W filmie mamy jakiś egipski klimat hieroglifów i architektury, w książce brud, smród, jaskinie z lumisferami. Dobra już podsumowując brakowało mi tego co dostałem w jedynce. Myślałem, że otrzymam ten pakiet emocjonalny + więcej widowiska, a okazało się, że jednak miałem za wysokie oczekiwania. Szkoda, że nie będzie wersji reżyserskiej bo Denis już skreślił ten pomysł :/