Fenomenem są zabłocone miasteczko, gdy wokół susza, taka, że aż gardło wysycha i karabin maszynowy strzelający prawie bez przerwy. Podczas ucieczki wozu ze złotem biały samochód mknie w tle, a operator kamery bohatersko tkwi za kontuarem, gdy trwa bójka. Poza tym trochę dłużyzn, celebra przemocy i kompletnie niewytłumaczalny Django. Jak on zamyślał uciec Meksykańcom? Zresztą na huk bierze wszystko, kiedy wcześniej chciał tylko swoją część. Film trąci trochę myszom, ale obejrzeć się da. Widziałem go w przeszłości. Kiedyś robił wrażenie, teraz niekoniecznie.