...śmierci Candie'go. Następne wydarzenia to już niestety żenada. Dawno końcówka filmu tak bardzo nie obniżyła ogólnego podejścia do niego. Mimo wszystko mocne 7/10 (byłoby 9/10 gdyby koniec został jakoś rozsądniej poprowadzony).
Świetna gra aktorska Jacksona, DiCaprio i Waltza (i słabo przy nich wypadający Foxx, chociaż to może wina samego Django który jako bohater był dość bezbarwny i postacie drugoplanowe były znacznie wyrazistsze), kilka świetnych scen z genialnymi dialogami, dobrze dobrana muzyka. Przez jakieś dwie godziny film oglądałem z zapartym tchem a następnie tylko oczekiwałem końca, niestety Tarantino jak zwykle musiał naznaczyć film jakąś bezsensowną, przekoloryzowaną jatką- cóż mogłem się tego spodziewać zaczynając seans :)
Potwierdzam. Na końcu się trochę zesrało... Już pierwsze 20 minut filmu spowodowało, że postanowiłem dać co najmniej 8. Potem podniosłem do 10. I na koniec zjechałem do 9. Oglądałem to wczoraj po raz pierwszy. Potem nocką zrobiłem powtórkę i w tej chwili oglądam trzeci raz. Film powala i jestem szczęśliwy, bo ostatnio oglądałem same gnioty jak szklana pułapka 5... bleeee
W ogóle od pół roku co najmniej nie obejrzałem równie dobrego filmu.
Co do końcówki... Wolałbym, żeby Schultz nadal żył, bo był genialny :D
Niemal jak w "Bękartach..." :D
Tarantino nie jest jakimś kotem w dziedzinie tworzenia filmów, jest kumatym człowiekiem więc wydaje mi się, że lekkie przyćmienie Foxxa to był cel zamierzony, już nie pamiętam czy kiedykolwiek jakikolwiek reżyser tak postąpił, dlatego ten film jest taki intrygujący bo kazda postać była ważna i przynajmniej mnie interesowało to jak każdy z nich skończy. Co do końcówki moim zdaniem nie jest skopana, sama nie znoszę takich filmów gdzie bez sensu się napierdzielają, dlatego w tym momencie emocje troche opadły, ale wg mnie końcówka musiała być mocna w tym stylu, dom potwora został w końcu naznaczony krwią, a Dicaprio tak idealnie zagrał swoją rolę ( nie dziwota), że gdybym nie wiedziała, ze jest aktorem myslałabym o nim , iż faktycznie jest socjopatą :)
Ależ on nie był jakoś zdemoralizowany, niewolnictwo w tamtych czasach było powszechne. Jego niewolnicy wiedli niezłe życie, ba jeden z nich był jego prawą ręką. POza tym był poniekąd zafascynowany czarnoskórym Django.
Motyw zabójstwa z ręki Schultza jest o tyle żenujący że takich scen jak śmierć niewolnika z ręki pana musiał widywać wiele razy a pewnie nigdy przedtem nie popełniał samobójstwa atakując go w jego własnej posiadłości... No ale ja próbuję racjonalizować dzieło Tarantino co w samym pomyśle zdaje się być bezsensowane, tym razem jednak trochę winy ponosi sam reżyser tworząc przez 3/4 filmu całkiem racjonalny obraz :)
no przecież nie zatrudni białego człowieka na stanowisko prawej ręki... w tamtych czasach byłby to cios poniżej pasa dla takiej osoby, przede wszystkim biały człowiek domagałby się zapłaty. Zresztą Candie całe życie mieszkał w Candieland gdzie cały czas był otoczony czarnoskórymi, był wychowywany przez czarnego sługę Bena, a który służył wcześniej jego ojcu i dziadkowi, więc Stephen u jego boku to nie efekt dobrego i tkliwego serca Candiego aby mógł mieć lepsze życie niż niewolnicy hodowani do walk, Stephen był darmowym sługą do którego miał pełne zaufanie jak do Bena, widać to w scenie kiedy omawiał cechy umysłowe czarnoskórych na przykładzie czaszki Bena... nazywając oczywiście afrykańczyków innym gatunkiem. "Ależ on nie był jakoś zdemoralizowany, niewolnictwo w tamtych czasach było powszechne." w tych czasach powszechna jest nietolerancja i agresja czy uważasz, że to nic takiego?
Mimo wszystko zgodzę się z andromedą. Już mniejsza o Stephena; chodzi o sam charakter Candiego.
Dobra, może i był wychowany na plantacji, może i niewolnictwo było powszechne, ale kurczę... On traktował ich wszystkich strasznie bestialsko, a tego już nie usprawiedliwia argument - "bo takie czasy".
Oczywiście, w porównaniu do reszty ówczesnego amerykańskiego społeczeństwa (przynajmniej tego przedstawionego w filmie) nie wyróżniał się za bardzo na tle brutalności, aczkolwiek moim zdaniem to go wcale nie usprawiedliwia. Zmuszał ludzi do walki na śmierć i życie tylko dla własnej uciechy, a potem bez najmniejszych wyrzutów sumienia zabijał niezdatnych do dalszych bijatyk Murzynów. Ba, żeby tylko zabijał... Ważne przede wszystkim jest, jak to robił. Poszczuwał nieszczęśników psami, żeby niemal dosłownie zeżarły ich żywcem. Czy to nie jest wystarczająco przerażający fakt, by uznać go za potwora?
Oczywiście pewnie ktoś stwierdzi, że w tej scenie zrobił to tylko po to, by w jakiś sposób dać się we znaki naszemu Django, ale w rozmowie głównego bohatera ze Stephenem widzimy przecież, że takie praktyki to chleb powszedni. "Kastrowanie, karmienie Marshy... Robimy to codziennie" (jakoś tak mniej więcej brzmiał ten cytat; piszę z pamięci, więc wybaczcie ewentualne błędy).
To raz. Dwa, że Candie jakoś chorobliwie wręcz fascynował się tymi bliznami Brunhildy. No, kurczę, nie zauważyliście, z jaką fascynacją o tym wszystkim mówił? Aż dziwne, że sądzicie, iż nie jest potworem...
no właśnie o to mi chodzi :) normalnych ludzi nie obchodzi to jakie są czasy, człowieczeństwo należy zachować a nie zachowywać się jak bydle
O czym wy w ogóle mówicie? Jakie człowieczeństwo?
Akcja filmu toczy się w czasach, gdy czarny nie jest człowiekiem! To był krok pomiędzy małpą a białym, i to bliżej temu pierwszemu!
Wskażcie mi jakąkolwiek nienaturalność - w czasach, gdy czarni są tępieni i są czyjąś własnością biały pan ich zabija i traktuje jak wartość. Gdzie tu coś dziwnego?
Co znaczy zachować człowieczeństwo? To znaczy siedzieć w domu przed telewizorem/komputerem/czytać książkę ze świadomością, że w tym samym momencie umiera n Murzynów z głodu, kolejne 2n Murzynów przez odwodnienie etc? Ofc, nie mam pretensji do nikogo, że nie zmienia sam świata.
Chociaż jakby się tak zastanowić to następne y dzieci trzyma teraz w rękach kałacha, x kolejnych ginie gdzieś od wybuchu, chociażby w Syrii. To nas nie dotyczy, no ale proszę mi wskazać osobę, która nie nosi ciuchów robionych w Azji, a później proszę poszperać w jakich warunkach i na jakich zasadach pracują ich wykonawcy - a później mówić o braku człowieczeństwa białych wobec czarnych w dzikich Stanach, gdy lata wcześniej wymordowano całe cywilizacje rdzennych mieszkańców Ameryki Płd dla kawałka kruszcu.
Zresztą, jakby nadal kogoś dziwiła zaskakujący brak człowieczeństwa te 200 lat temu to proszę poczytać o tajnych japońskich badaniach na ludziach podczas II WŚ (nazwę jednostki pozostawiam dociekliwym) jak i obozom koncentracyjnym tuż po wojnie, i wcale nie mówię tu o czerwonych, a o drugiej stronie zwycięzkiego medalu (po czym proszę wrócić do przykładów z dzisiejszego świata). Już chyba nie powinno nikogo dziwić rzucanie czarnych psom na pożarcie.
I w tym poście koleżko rozwiałeś moje wszelkie wątpliwości z cyklu "czemuż to taki bystry widz nie docenił tak dobrego filmu?"... Otóż wcale nie jesteś bystry, tylko się po prostu puszysz.
Co do samego filmu, to muszę powiedzieć (względnie napisać), że Tarantino już dawno nie popełnił tak wysmakowanego celuloidu. Zmieniłbym wprawdzie to i owo, np. kilka utworów (piosenek), które po prostu były kiepskie. Ucharakteryzowałbym też DiCaprio na niezdarnego, zabawnego grubasa, który znajduje uciechę w podziwianiu muskularnych - tarzających się w tumanach kurzu i spazmach morderczych żądz - Afroamerykanów, choć nie jestem pewien, czy taka kreacja przegryzłaby się z jego emploi. Ale to tylko moje fanaberie, mój chamski gust pożąda coraz więcej pikanterii - ot co.
Niemniej jednak, w obliczu Twych błyskotliwych postów, chylę czoła po samą glebę,
Twój skromny wielbiciel,
Grzdzyl Krnąbrny
No właśnie ta jatka mi się podobała, ale powód jatki był bezsensowny. Spojler....... Dr nie chciał podać Candiemu ręki, a jak Candie nalegał, to ten go zastrzelił. Oczywiście gdyby Schultz podał zwyczajnie rękę Candiemu, wział dziewczynę i odjechał a Candie, żył by dalej swoją ścieżką, film byłby nudny jak jakaś telenowela. Ale Tarantino powinien tu wprowadzić jakiś inny powód i żeby wyniknął on ze strony czarnych charakterów. Bo wygląda na to, że to ta "dobra strona konfliktu" sprowokowała niepotrzebną strzelaninę i to w głupi sposób. Tylko w sumie to mi się nie podobało, a tak to film spoko.
Ja tam bym Candiemu ręki nie podała, to wyglądało tak, jakby podanie ręki było tylko pretekstem, żeby zgarnąć kasę, a dziewczyny i tak nie oddać. Nie dziwię się, ze Schultz mu nie ufał.
Ja byłem pewien, że podanie ręki to jakaś śmiertelna pułapka. Też bym nie podał. Candie zdawał sobie sprawę, że znajduje się w sytuacji prawie bez wyjścia, więc postanowił przed śmiercią narozrabiać. Z drugiej strony, jak widzieliśmy, uwielbiał stawiać się w sytuacji bardzo ryzykownej i potem z tupetem z niej wychodzić. Być może Ta sytuacja tak bardzo go podjarała, ze postanowił pójść na całość. I przesadził.
Widzę, że nie jestem odosobniona w takiej opinii. Cóż, ostatecznie stwierdziłam, że Tarantino nie byłby sobą, gdyby nie wstawił tego typu scen. W końcu robi filmy akcji, więc prędzej czy później musiała się ona pojawić. Osobiście nie cierpię czegoś takiego (tylu gości na jednego, a ten jeden i tak zrobi rzeź), ale wiedziałam, na co się piszę, oglądając ten film i ostatecznie jestem nim mimo wszystko zachwycona. Oczywiście moim zdaniem byłby o niebo lepszy, gdyby nie te śmieszne strzelaniny, ale niektórzy przecież właśnie na to liczą, więc ostatecznie można to jakoś przeboleć. Kwestia gustu.
Ogólna fabuła była jednak moim zdaniem tak wciągająca, że zasługuje na mocne 8/10. Byłoby i jeszcze wyżej, gdyby właśnie nie ta jatka... Ale i tak dzieło to jest godne polecenia. ;)
To co tworzy Tarantino to raczej pastisz filmów akcji :) I ja również przebolałbym strzelaninę gdyby nie fakt w jak istotny sposób wpłynęła ona na fabułę, w Django niestety zmarnowano potencjał całego filmu wstawiając tę jatkę.
Cóż, jakby się tak zastanowić, to gdyby nie ta jatka, to film prawdopodobnie by się skończył, bo każdy dostałby, czego chciał. Candie pieniędzy, a Django żonę. Nie wiem, wydaje mi się, że ciężko by tu cokolwiek jeszcze wpleść, chociaż może jakoś dali by radę poprowadzić rozsądnie fabułę. Wygląda jednak na to, że po prostu skończyły im się pomysły i woleli wstawić krwawą sieczkę z zemstą w tle. ;D
Już lepszy był film Bękarty wojny, chociaż podobne filmy. W tym filmie czarny mści się za niewolnictwo, tam żydzi za Holocaust. A potem iście Szekspirowskim stylu kończy krwawą jatką, ale on nic nowego nie robi.