Ogółem film bardzo fajny,ale gdy pod koniec zobaczyłam te strzelaniny chciało mi się śmiać.
Ponoć Tarantino słynie z takich filmów.
no bo to jest celowe w "Bękartach wojny" Niemcy fruwali w powietrzu. A Kill Bill i Wielka Jatka w Domu Błękitnych Liści?
Tutaj już nawet nie chodzi o fruwanie ciał od strzałów, ale to, że każdy strzał z impetem przeszywa ciała na wylot, a Django (chyba w chwili zapomnienia) zasłania się zwłokami pewnego nieszczęśnika i oczywiście nic mu nie jest, mimo że w jego kierunku oddano kilka strzałów. A już kompletny nonsens to strzał do gościa stojącego w drzwiach piętro niżej i odrzut jego ciała w zupełnie innym kierunku niż kierunek kuli... ale to już taki przywilej reżysera że może sobie robić jaja z widza. Film trochę przekombinowany i miejscami przegadany, ale zgrabnie zrobiony i ogląda się to, ogólnie rzecz biorąc, z przyjemnością
ja już dawno przestałem myśleć o realizmie w filmach mistrza Quentina . Poza tym jak strzela do niego 15 gości to choćby ststystycznie wypadałoby żeby go trafili, ale co tam ;)
film jest denny a fabula kretynska ale tu musze stanac w obronie tego gniota -pamietajmy ze w tamtych czasach rewolwery mialy donosnosc ok 20 metrow . nie wiem jak ze strzelbami ale wtedy bron krotka pozostawiala wiele do zyczenia . z krwia jednak macie tu racje stanowczo jej za duzo .quentin przesadzil i to ostro
scenariusz dostał Oskara, więc jednak większości się podobał, a sam film zdaniem wielu jest obok "pulp Fiction" najlepszym filmem Tarantina ( ja kocham wszystkie). Przesadził z krwią? Oglądałeś Kill Billa tam- jest jatka. Wszystkie filmy Quentina to swoiste żarty lub- jak kto woli- pastisze. Te hektolitry krwi to kontra do westernów, w których ktoś dostaje 10 razy i nawet nie widać rany. Tarantino to specyficzny reżyser i nie każdy lubi Jego styl, ale nazwanie tego filmu gniotem to absurd
b. ciezko polemizowac mi z kims kto ocenia filmy z s. gomez na rowni z pulp fiction (to przerazajace) ,wiec domyslam sie ze to twoja mlodsza siostra oceniala.zawsze duza wage przywiazuje do scenariusza ,fabula ma byc ciekawa a tu jest lekko mowiac b naciagana.niewolnik ktory w niecale pol roku staje sie mistrzem rewolweru . ktory jest hardy i stawia sie do kazdego bialego na kazdym kroku .pyskuje ,rzuca piorunujace spojrzenie najbogatszemu facetowi w okolicy i nie ponosi zadnych konsekwencji gdzie normalnie po 5 minutach psy zjadly by jego truchlo.sorka mnie to smieszy .rozumiem ze quentin to fantasta, rozumiem ze w poprawnej politycznie ameryce milo oglada sie filmik w ktorym niewolnik odplaca swoim oprawca .(oscar za to wlasnie).
jego filmy po prostu staja malo wiarygodne . po rezyserze ktory ma swym dorobku wsciekle psy i pulp fiction trzeba oczekiwac tego samego lub podobnego poziomu .chcesz obejrzec ciekawy western?sweetwater -polecam ,
ps. nie obrazaj sie o selene gomez
z wyrazami szacunku !
kill bill obejrzalem gdzies do mniej wiecej godz. nie dalem rady .2 czesci nie i z przerazeniem widze ze bedzie czesc 3.
co do filmów Quentina- widać mamy inny gust, nie ma co dalej polemizować
co do Seleny- jestem przeciwny porównywaniu filmów- dałem 10 Pulp Fiction i Spring Breakers , ale nie porównuję ich ze sobą, bo to różne filmy- Pulp to świetny recykling i wariacja na temat dziesiątków filmów, a Spring... to niesamowity film, będący ogromną metaforą i gorzką krytyką i dlatego dałem 10 co oznacza "arcydzieło" wg skali Filmwebu. 9 to "rewelacyjny" i dlatego np. Kill Billa uważam za rewelacyjny pastisz kina japońskiego, Władca Pierścieni to rewelacyjny film fantasy, a "Kopciuszek...", czy "Monte Carlo" to moim zdaniem rewelacyjne komedie romantyczne- wszystkie te filmy są dla mnie rewelacyjne, ale są nie do porównania. Rozumiesz, co mam na myśli?
Niewątpliwie Quentin ma talent, ale upychanie na siłę jego absurdalnych pomysłów w filmie jest dla mnie jako odbiorcy irytujące. Nie mam tu na myśli samych scen strzelaniny, ale ogólnie rodzaj jego poczucia humoru. Poza tym cały czas mam w pamięci zmarnowane półtorej godziny (albo i więcej) na filmie "death proof".
Poczucie humoru to kwestia gustu- ja bawiłem się przednie, Death proof to jedyny film Tarantina którego jeszcze nie widziałem- muszę nadrobić przez święta