W Django zauważyłam bardzo dużo odniesień do Kill Billa i szczerze mówiąc to trochę psuło mi film.
Np. scena największej strzelaniny, gdzie wciąż wbiegali nowi rewolwerowcy, a Django załatwiał jednego po drugim - dużo krwi i porozrywanych zwłok - podobnie jak Uma załatwiała
mieczem brygadę 88.
Albo scena kiedy mówi, "wszystkie czarnuchy - radzę wam, wynoście się, oprócz Ciebie Stephen, Ty zostań tam gdzie stoisz" - jak dla mnie kompletna kopia sceny w klubie po
masakrze, gdzie Uma mówi, że wszyscy którzy są jeszcze żywi mogą opuścić lokal, poza Sophie - także najwierniejszą przyboczną swojej szefowej O-Ren, z którą chciała się
osobiście rozprawić.
Ogólnie cały czas miałam wrażenie jakby Django był westernowym odpowiednikiem jednego z moich ukochanych filmów, a western to jednak nie mój gatunek, więc nie zachwycił
mnie tak bardzo jak większości.