Jak w temacie - po co ta cała szopka z kupnem Murzyna do walki; zamiast od razu kupić Broomhildę von Schaft.
Rozumiem, że chcieli zbić cenę itd.
Rozumiem, że w innym wypadku by się fabuła posypała ale czy Wy byście oszczędzali na żonie [którą wciąż kochacie; nie 20 lat po ślubie ;)].
Na początku myślałem, że może nie mają takich pieniędzy i to dlatego; ale jak Schultz wyciągnął portfel okazało się, że mają o wiele więcej.
Czy może to uczucie nie było jednak tak krystaliczne; i kasa również była ważna?
Dla podglądu (wg siły nabywczej):
12 000 $ wtedy, to teraz ~363 500 $.
Było wyjaśnione w rozmowie Stevena z Calvinem. Gdyby chcieli kupić tylko Hildi, Candie nie traciłby dla nich czasu. A odgrywając szopkę mieli nadzieję wkupić się w jego łaski.
Było powiedziane, że nie traciłby dla nich czasu gdyby chcieli kupić ją za 300$. Za 12 000$ zyskali jego przyjaźń.
Candie był biznesmenem - za propozycję 12 000$ za Broomhildę też wkupili by się w jego łaski.
Ale po co mieliby kupić ją za 12 000 jeśli mogli ją wziąć podstępem za 300? Uczucie uczuciem, ale jeśli jest okazja do zaoszczędzenia i nikt na tym nie ucierpi to po co przepłacać? :)
Poza tym Candie mógłby pomyśleć, że chcą go oszukać. Myślę, że nie wyobrażał sobie jak można murzynkę za taką kasę kupić.
Też zwróciłem na to uwagę. Zrobili niepotrzebną szopkę, stresowali się, poświęcili niewolnika zagryzionego przez psy a wystarczyło zaproponować wykup Brunhildy za te 12 tysięcy i DiCaprio by ją sprzedał z pocałowaniem w rękę. Zwłaszcza, że jak sam stwierdził była warta z 300$ czyli nieporównywalnie mniej niż silny, zdrowy mężczyzna. Niestety główni bohaterowie nie byli szczególnie inteligentni co udowodniono chwilę później gdy Waltz położył na szali cały plan (a ostatecznie stracił życie) nie chcąc uścisnąć dłoni w geście przeprowadzonej transakcji. Film bardzo dobrze się ogląda ale pozytywne wrażenia psuje tak ogromny brak logiki w poczynaniach protagonistów.
Co do podania ręki-Waltz miał już dość tego wszystkiego, a podanie ręki było tylko pewnym "punktem zapalnym".
szczerze też tego nie rozumiem do końca, chyba tylko po to, żeby była jakas fabuła. na poczatku schultz mowil tez cos w stylu, że jesli chca kupic konia, pojda do wlasciciela i powiedza wprost ze chca nabyc konia, to wlasciciel im odmowi. Ale skad takie zalozenie, to nie wiem.
to taka przenośnia [ że jesli chca kupic konia [ murzynkę ], pojda do wlasciciela i powiedza wprost ze chca nabyc konia[ murzynkę ], to wlasciciel im odmowi ]
tak bywało wtedy, w tamtych czasach
tzn przenośnię rozumiem :) nie rozumiem, na jakiej podstawie schultz robi założenie, że właściciel im odmówi. w końcu był biznesmenem, więc odpowiednia stawka powinna go przekonać do odstąpienia Broomhildy. dlatego uważam, ze to było na silę, aby tylko była fabuła i film. bo co to bylby za film, jakby pojechali, wylozyli kasę i wykupili Hildie.
założenie wynika z tego ze w tamtych czasach -- niechetnie sprzedawano czarnych dla przyjemnosci innych czarnych czy białych
jak już ich miał sprzedac to na zasadzie, by mieli godzej niz u poprzedniego własciciela
tak to ja rozumiem , ale moge sie mylic poniewaz nie jestem znawca w tym temacie
Bo to ta cała akcja, bo ten grubas Tarantino stracił władzę na swoim ciałem i najwyraźniej nad rozumem również, pisząc taki kiepski scenariusz.
Najpierw chcieli się wkupić w łaski Candie'go (kupili niewolnika wartego 9000 $ za 12000 $), żeby nie robił problemów z sprzedaniem murzynki. Nie wiedzieli ile jest dla Candie'go warta i czy chce ją w ogóle sprzedać, stąd cała ta szopka.
Kilka możliwości:
1. kwestia etyki, Schultz nie zamierzał płacić za Hildę, bo nie chciał traktować żony kolegi jak rzecz. Liczył, że wyciągną ją podstępem.
2. Fabuła osadza się na legendzie, którą Schultz opowiada Django, który musi niczym jej bohater uratować ukochaną a to ma być bardzo trudne i będzie wymagało od niego wielkiej odwagi. Może Schultz specjalnie tak "komplikuje" sprawę by Django się wykazał i udowodnił, ze jest godzien swej miłości.
3. Mix dwóch powyższych, tudzież inne opcje.
Pierwsza opcja odpada, Schultz od razu pokreślił, że muszą mieć kwit, iż transakcja przebiegła w sposób zgodny z prawem.
"wystarczyło zaproponować wykup Brunhildy za te 12 tysięcy i DiCaprio by ją sprzedał z pocałowaniem w rękę. Zwłaszcza, że jak sam stwierdził była warta z 300$ czyli nieporównywalnie mniej niż silny, zdrowy mężczyzna. Niestety główni bohaterowie nie byli szczególnie inteligentni co udowodniono za chwilę"
E, właśnie mieli bardzo dobry plan.
W negocjacjach najlepiej nie zdradzać na czym Ci najbardziej zależy jeśli to możliwe, bo daje to adwersarzowi natychmiastową i olbrzymią przewagę nad Tobą.
Co prawda nie wiem, czy Schultz i Django zdawali sobie do końca sprawę, jak skończenie paskudnym człowiekiem jest Candy (ostatecznie nie znali go wcześniej osobiście jak mniemam), ale skoro wiedzieli że mają do czynienia człowiekiem którego aktywnym (sprzedaż/kupno/zakłady) hobby są walki niewolników na śmierć i życie, to już tylko na tej podstawie mieli powody przypuszczać że mają do czynienia z bardzo znudzonym i bardzo okrutnym człowiekiem. Mogli się więc obawiać, że kiedy Candy usłyszałby że chcą kupić za niedorzecznie wysoką kwotę niewolnicę wartą ułamek tej ceny, natychmiast zacząłby się zastanawiać gdzie tkwi haczyk i CZEMU chcą aż tyle zapłacić. Wówczas miałby ich w garści i mógłby albo windować cenę pod niebo żeby zarobić jeszcze więcej (zależy im = niech płacą), albo zabawić się z nimi w jeszcze jakiś inny okrutny sposób, w stylu powiedzieć że zwróci Hildi wolność jeśli Django zostanie jego niewolnikiem, czy coś podobnego. Kompletnie nie opłacało się ryzykować takiego obrotu spraw, na co naraziliby się gdyby od kopa zaproponowali podejrzanie wysoką cenę za Hildi.
Poza tym oni wcale nie chcieli zostawiać Candy'emu w kieszeni 12 000$ za jakiegokolwiek niewolnika.
Nawet jeśli dysponowali naprawdę taką kwotą (co jest w zasadzie wątpliwe, biorąc pod uwagę że za jedno zlecenie kasowali średnio dwieście dolków, a nawet jeśli pracowali całą zimę, realizacja jednego zlecenia zajmowała czas - znalezienie delikwenta, zastrzelenie i jeszcze dostarczenie ciała władzom, co jak Schultz powiedział było "easier said than done" - więc obstawiam, że nawet nie mieli tyle) jest zrozumiałe że woleliby uniknąć płacenia w miarę możliwości.
Jeśliby zaproponowali taką kwotę za Hildi i Candy by się na to zgodził ze względów czysto biznesowych, MUSIELIBY zapłacić tę kwotę żeby uzyskać legalny dokument kupna/sprzedaży. Możecie powiedzieć że to merkantylne podejście i wyznaczanie ceny za wolność własnej żony, ale równolegle realizacja transakcji oznaczałaby że do kieszeni Candy'ego trafia niebotycznie wysoka kwota za uprawianie zbrodniczego procederu (handel niewolnikami) którego D&S nie popierali, Schultz ze względów etycznych a Django z wiadomych. Jest zrozumiałe, że nie chcieli dawać Candy'emu takiego zarobku ani satysfakcji.
Ich pierwotny plan był naprawdę dobry. Miało wyjść tak:
1. Django i Schultz podbijają do Candy'ego i mówią, że chcą kupić wojownika do walk za dobre pieniądze. U Candy'ego natychmiast wywołuje to pełną otwartość do rozmów i współpracy ze względu na atrakcyjność kwoty, a jednocześnie oferta nie wzbudza u niego żadnych podejrzeń - to zrozumiałe, że ktoś chce kupić wiele wartego czempiona do walk nawet trochę przepłacając, bo liczy że potem odkuje się na zakładach - na tym polega ten "sport".
2. D&S przy koniaczku i w przyjaznej atmosferze finalizują umowę z Candym co do sprzedaży czempiona. Targują się, Django wybrzydza, więc Candy tym bardziej czuje że nie może wypuścić okazji z ręki i jest skłonny do współpracy byle tylko w końcu sfinalizować transakcję. Jednocześnie Schultz przy okazji mówi, że ponieważ tak świetnie rozmawiało mu się po niemiecku z Hildi (co Candy oczywiście rozumie po swojemu, tzn. że Schultz szuka niemieckojęzycznej niewolnicy-kochanki), to przy okazji dobicia lukratywnego interesu z czempionem odkupiłby też Hildi, może nawet za nieco wyższą kwotę niż Candy ją pierwotnie kupił ze względu na sentyment, rzadkość "towaru" itd. Ponieważ w porównaniu z umową sprzedaży czempiona do walk kwota za Hildi (pewnie kilkaset dolków czy tysiąc maks, biorąc pod uwagę że Candy kupił ją za trzy stówki) jest śmiesznie niska, panowie podpisują papiery kupna-sprzedaży od ręki i na miejscu.
3. D&S płacą Candy'emu kilkaset dolków za Hildi do ręki i obiecują, że wrócą za parę dni z umową za czempiona, na przygotowanie której potrzebują czasu bo to już grubsza sprawa prawna ze względu na wysokość kwoty i nie chcą żeby ktoś został oszukany czy zgłaszał zastrzeżenia post-factum.
4. D&S odjeżdżają w siną dal z Hildi oraz legitnym papierem kupna-sprzedaży umożliwiającym zwrócenie Hildi wolności w majestacie prawa. Candy zostaje na plantacji z kasą za Hildi i z wielką kasą za czempiona w perspektywie, przekonany że zrobił świetny interes którym będzie się mógł chwalić na salonach.
4. D&S nigdy nie wracają na plantację. Hildi jest wolna zgodnie z prawem i ludzie Candy'ego/handlarze niewolników/łowcy nagród za zbiegów mogą im naskoczyć, Candy nigdy nie dostaje wielkiej kasy za zbrodniczy proceder sprzedaży niewolnika do walk na śmierć i życie.
5. Great success! jak to mówił Borat.
Niestety sprawa się rypła przez Samuela L. Jacksona. ;(
[Co też jest logiczne scenariuszowo, bo Hildi, bądź co bądź niewolnica słynna z braku współpracy z białymi, patrzyła na Schultza przy kolacji z taką wdzięcznością że każdy by zwąchał że o coś chodzi (poza Candym, który był tępakiem).]
Mam nadzieję, że pomogłam ^^ Sorry za przydługą odpowiedź po latach ale może komuś kiedyś coś wyjaśni, zarzucanie braku logiki temu scenariuszowi jeży mi sierść. :D
Na pewno dysponowali taką kwotą - przecież Samuel L Jackson sam wyciągnął z portfela Schultza te $12000 i dokument sprzedaży został podpisany, więc raczej kwestią była chęć zaoszczędzenia. Nie wiem jak wyglądały banknoty w tamtych czasach i czy różniły się jakoś graficznie w zależności od nominału ale jeśli tak i w portfelu Schultza były same banknoty o nominale $1000 to zostałaby tam jeszcze spora część jego majątku. (A przecież Django też dysponował jakimiś pieniędzmi - w końcu dzielili się 1:3, więc później mógłby się z nim rozliczyć)
No jasne, czyli dysponowali taką kwotą, i słusznie, mieliby czym zapłacić na wypadek gdyby plan A (zapłacić tylko kilkaset dol za Hildi i z nią zwiać) nie wypalił i musieliby naprawdę kupić czempiona żeby sfinalizować transakcję za Hildi. Myślę że chęć zaoszczędzenia to jedno, ale nie można pomijać wymiaru moralnego całej sprawy - dawanie Candy'emu satysfakcji przez przekazanie mu takiej kasy na dalszy handel niewolnikami do zawodów byłoby ze strony Django i Schultza jak wpłacenie wielkiej kwoty na organizację której działalności kompletnie się nie popiera. Nie dziwię się więc, że chcieli tego uniknąć, oszczędzanie swoją drogą. I nadal myślę że oferowanie wprost 12 tys. za Hildi byłoby najgorszą opcją. Nie zgodzę się z opiniami powyżej, że Candy był biznesmenem któremu zależało na kasie; on był przede wszystkim znudzonym synem bogatego plantatora, nie był inwestorem, nie potrzebował gotówki do niczego, i traktował całą sprawę przede wszystkim w kategoriach sportu i rozrywki. Django i Schultz dobrze robili, że starali się nie zdradzić z tym na czym im najbardziej zależy, w przeciwnym razie dawaliby Candy'emu na starcie przewagę w negocjacjach i byliby zdani na jego łaskę i niełaskę.