Jeśli ktoś kiedykolwiek będzie zamierzał postawić pomnik dla najlepszego reżysera kina postmodernistycznego to będę się zapierał nogami i rękoma aby otrzymał go Quentin. Kiedy pierwszy raz obejrzałem zakończenie Wściekłych Psów od razu mi się przypomniała dramaturgia i tragizm iście Shakespearowski, Pulp Fiction to ukłon z lekkim uśmiechem w stronę kiczowatych filmów lub powieści sensacyjnych trochę mu noga się podwinęła przy Jackie Brown, następnie Kill Bill który osobiście do mnie nie przemawia ale wciąż trzyma 'pastiszowy' poziom.
No i proces ewolucji w filmach pana Tarantino to "Bękarty wojny" mieszanka intertekstualizmu z historyczną metafikcją. Kiedy pierwszy raz oglądałem "Bękarty" pomyślałem a gdyby tak na prawdę się stało? zapewne żydowskie Hollywood byłoby w Europie a nie w USA. No ale film "Django" to 100% epoki postmodernizmu. Po pierwsze ponownie intertekstekstualizm, ironia - murzynka - niewolnica w usa mówiąca po niemiecku!, czarny humor, historyczna metafikcja i ostatnia cecha to maksymalizacja postaci postawionych w negatywnym świetle historii. To tak jakby Jezus Chrystus po zmartwychwstaniu zabił Piłata strzelając z kałasznikowa. Wspaniała gra aktorska Christophera Waltza i Di'Caprio. I ponownie pewna refleksja po filmie a jeśli był taki Django i to on stał się punktem zapalnym w wojnie secesyjnej? Quentin odwalił kawał dobrej roboty przedstawił postmodernistyczny western który na każdym kroku odnosi się do pewnych rzeczywistych problemów nieważne czy to historycznych, językowych (opowieść o Brunhildzie) czy współczesnych tym filmem podkreślił że gatunki się kończą nie można już nic nowego wymyślić i pozostaje nam tylko mieszanka tych rodzajów filmowych.