Ten film jest doskonały bo stanowi odsłony tego kim jesteśmy i jak jesteśmy. Jest szary, zwyczajny, taki nijaki jak życie, które rozwarstwia się i skazuje ludzi na coraz większą samotność. Stąd większość czuje się w pewnym sensie obłąkańczo: "nikt mnie nie rozumie", "nikt mnie nie lubi", "jestem samotna" etc. Ludzie ranią się i żyją pustym życiem. Jakby los wydawał się ciężkim materiałem, który każdego więzi w niewłaściwym miejscu i czasie. To film o niebezpiecznie smutnym, samotnym i bezkształtnym "dziś". To diagnoza bez recept...
hmm.. mi się wydaje, że jest to bardziej wyśmianie takiego "szarego" życia, a reżyser pokazuje, że za jego szarzyznę jesteśmy odpowiedzialni tylko my (choćby przez to, że wymagamy dużo od innych, nie dając nic od siebie. Czujemy się nierozumiani przez innych, ale sami nawet nie staramy się innych wysłuchać). Wydaje mi się, że "Do Cibie Człowieku" to taki głośny apel: człowieku, obudź się! Jeśli nadal będziesz tak egoistyczny i egocentryczny to wkrótce będziesz tak samotny i nieszczęśliwy, że tylko silne narkotyczne tabletki, które oderwą cię od rzeczywistości, sprawią, że twoje życie będzie znośne!
Ja natomiast mam wrażenie, że film - sam w sobie - nie niesie żadnego 
przesłania. Jest zlepkiem opowieści bez pointy. Bez morału. Film jest na 
tyle otwarty, że może być interpretowany na wiele sposobów i jedny będą 
widzieli w nim apel reżysera do współczesnego człowieka o to, żeby się 
otrząsnął, obudził i zrobił 'coś' ze samym sobą a inni będą widzieć w 
tym obrazie zwykłe odzwierciedlenie codziennej szarości / 
rzeczywistości. Dla każdego coś innego. Wedle uznania, wedle życzenia. 
 
PS 
W mojej opinii taka 'otwartość dzieła' jest zawsze jego zaletą z punktu 
widzenia odbiorcy. Pozwala na swobodny odbiór, nie ogranicza w 
przeciwieństwie do dzieł 'zamkniętych', gdzie bez cienia wątpliwości 
wiadomo 'co autor miał na mysli'.
Zgadzam, to gorzka refleksja na temat dzisiejszej kondycji społecznej. Chaotyczny obraz, bez spójnego wątku, różne historie różnych ludzi - życie. 
 
+ za scenę z zabytkową zastawą ;)
To chyba byliśmy na dwóch różnych filmach pod tym samym tytułem. Dawno nie widziałem filmu, który byłby robiony tak bardzo na siłę. Zupełnie też nie rozumiałem, dlaczego w kinie co chwilę wybuchały salwy śmiechu. Jak dla mnie poziom humoru jeszcze gorszy niż w Kabarecie Moralnego Niepokoju albo jakimś innym Ani Mru Mru.
Kwintesencja filmu jest wg mnie wypowiedź lekarza (mniej więcej w połowie projekcji): "Ludzie żądają tak wiele. (...) Żądają szczęścia, podczas gdy są egoistyczni, samolubni i skąpi. Chciałbym byc szczery. Chciałbym powiedzieć, że wiekszość z nich jest po prostu podła. Spędzam godziny na terapii próbując uszczęśliwić podłych ludzi. To nie ma sensu. Nie można tak. Przestałem to robić. Teraz wypisuję tylko tabletki." 
 
Oglądajac film byłam momentami znudzona, momentami rozdrażniona. Dopiero kilka dni po projekcji, kiedy uswiadomiłam sobie, ze sceny czy dialogi z filmu same do mnie wracają i nie daja o sobie zapomnieć, moge powiedzieć, że to jest dobry film. 
Dlatego przeważnie nie oceniam filmu bezpośrednio po obejrzeniu, ale pozwalam mu trochę pomieszkać w mojej głowie i sprawdzam co tam zostaje po jakimś czsie.