PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=100640}

Do utraty tchu

À bout de souffle
1960
7,5 19 tys. ocen
7,5 10 1 18571
7,5 50 krytyków
Do utraty tchu
powrót do forum filmu Do utraty tchu

Wielki debiut Godarda będący jednym z pierwszych i najgłośniejszych francuskich dzieł nowofalowych. Właśnie ten film uczynił gwiazdę z Jean-Paula Belmondo i na jego planie Godard poznał swoją przyszłą żonę, Annę Karinę.
Michel Poiccard (znany też pod nazwiskiem Laszlo Kovacs) to beztroski złodziej samochodów zajmujący się też okazyjnym biciem ludzi (w celach zarobkowych, rzecz jasna). Pewnego dnia zabija ścigającego go policjanta co sprowadza na niego nie lada kłopoty. Ukrywa się (chociaż wieczne spacery po mieścieciężko nazwać ukrywaniem się) w Paryżu, gdzie ma zamiar odebrać tylko pieniądze i czym prędzej uciec do Włoch. Problemem jest jednak zastanie jego dłużnika, więc Michele cierpliwie czeka, przy okazji spotykając swoją starą kochankę, Patricię. Michel nieustannie próbuje namówić ją na seks zapewniając ją o swojej miłości i w międzyczasie otrzymujemy filozoficzne konwersacje o życiu. Tymczasem policja jest już na jego tropie...
Z założenia miał to być kryminał noir i choć sam poczatek jest właśnie tak stylizowany, to szybko film rozwija się już w innym (chciałoby się rzec - godardowskim) kierunku. Ale później widać jeszcze czasem inspiracje czarnym kinem amerykańskim. Świetne (choć często bardzo proste i niby normalne) zdjęcia, rewelacyjna muzyka i świetny klimacik. Belmondo jako Michel, luzak w garniturku, z kapelusikiem i fajką w ustach stylizowany na Bogarta (jest nawet scena, w której przygląda się jego zdjęciom), to bohater dla tego filmu idealny. Anna Karina, jak zwykle śliczna i bardzo kobieca - taka "przypadkowa femme fatale". A czemu? Bo jest po prostu kobietą. Godard idealnie ukazuje relacje damsko-męskie i zadaje wiele życiowych pytań, a "Do utraty tchu" jest filmem, w którym już od początku wiadomo, że jest filmem wyjątkowym. Poza tym, po obejrzeniu trzech dzieł tego pana jestem skłonny stwierdzić, że ma wsobie coś z Jima Jarmuscha iQuentinaTarantino, choć twierdzenie to powinno być oczywiście odwrotne (to u nich widać inspiracjeGodardem). Luźne i często przypadkowedialogi, czasem brak jakiejś większej spójności fabularnej czyraczej reakcji przyczynowo-skutkowej. Sam nie wiemjak to właściwie nazwać. Po prostu "Do utraty tchu".

Marcineusz_Zet

nie Karinę tu poznal, kompletnie mi sie wtedy popieprzylo, troche za późno to pisze, a i dziwne, ze nikt nie zwrócil na to uwagi

Marcineusz_Zet

Nie pisalam, bo dopiero teraz przeczytalam twoje wypociny, ale sie zdziwilam troche LOL. :*

Xiao_Mei

Nie sądziłam że ten film od pierwszych scen tak mnie zachwyci. czarno białe kolory to już dla mnie pierwszy punkt bo te filmy mają taki swój klimat, czuję się wtedy jakbym żyła w tamtych czasach. Film jest kręcony z ręki więc mam wrażenie że siedzę obok tych bohaterów. Ale to wszystko jest bez znaczenia przy tak cudownych scenach i tekstach. Niestety film oglądałam wieczorem i nie wszystkie zapamiętałam ale np te słowa o słoniu który jak jest smutny to znika, ich rozmowy w łóżku były dość zabawne i urocze, poza tym gdy jechał autem i mówił do kamery.. kurcze jak ktoś ma lepszą pamięć niż ja niech spisze tu te teksty :) jak napisano wyżej niektóre sceny nie mają oczywistego powiązania ale wciągały mnie bo dla mnie ten film był jak wiersz którego nie da się zrozumieć albo zrozumieć tylko po swojemu. Z wielką przyjemnością obejrzę go raz jeszcze :)

Marcineusz_Zet

"Anna Karina, jak zwykle śliczna i bardzo kobieca - taka "przypadkowa femme fatale". A czemu? Bo jest po prostu kobietą."

Zabrzmiało jak obelga.

==========
Nieinteresujące kobiety i nieciekawi mężczyźni podani w bardzo interesujący sposób. Nie jest to mój ulubiony film Godarda (widziałam ich też mało, więc wszystko przede mną). Ale co robi wrażenie do dziś? Przede wszystkim sposób kręcenia, nie skupiałam się na aktorach (no, może nie licząc przepięknej Jean Seberg), tylko zerkałam gdzieś w bok, żeby sobie pooglądać prawdziwy Paryż ;) Niech będą błogosławione lekkie kamery! I dialogi, które miały tendencje robić się bardzo ciekawe w momencie, gdy scena "nie mogła" się jakoś posunąć dalej. Skojarzenie z Jarmuschem jeśli chodzi o takie rozmowy z przypadku, w sumie o niczym i o wszystkim - jak dla mnie bardzo do rzeczy.

I do tego wielkie zdziwienie- Belmondo bożyszczem kobiet? mi się wydał dość obleśny, heh. Jak to się zmieniają ludzkie ideały piękna.