Jakże finezyjnie potrafi Godard przeplatać gorzkość ze słodem...
nie pozostawia ciężaru samemu sobie, doprawia żartem, lekkim szaleństwem, wszystko w sposób jak najbardziej melioratywny. i jak przystało na mistrza- koniec wieńczy dzieło, ale nie zamyka. jakby cała historia wchodziła na nowe tory, przynajmniej takie odnosi człowiek
wrażenie, nie jest w stanie zawierzyć do końca, choć wszystko zostaje już jasno powiedziane.