Przyznam szczerze, że się tego filmu trochę obawiałem, tak, jak obawiam się każdego filmu uznawanego za klasyk i wspaniałość. Poza tym, Cybulski nigdy nie był moim ulubionym aktorem, z początku go nawet nie lubiłem, bo wydawał mi się jakiś pretensjonalny, sztuczny, zbytnio teatralny. Po obejrzeniu kilku z nim filmów zdanie to zacząłem weryfikować i po "Do widzenia do jutra" mogę z radością przyznać, że w pełni dla siebie pana Cybulskiego odzyskałem (czy może nareszcie doceniłem tak, jak na to zasługuje).
Co się zaś tyczy samego filmu - nie zawiodłem się wcale. Od pięknej sceny początkowej, muzyką Komedy okraszonej, aż po momenty ostatnie urzeczony byłem atmosferą tamtych miejsc i tamtych lat - lat, które ubóstwiam wprost oglądać na ekranie ciesząc się jednak, że nie miałem okazji w nich osobiście uczestniczyć.
A tym, którzy fanami tych filmów nie są, radziłbym obejrzeć mimo wszystko (razem z "Niewinnymi czarodziejami") - chociażby dla zapoznania się z tym niepowtarzalnym klimatem.