oh jaka szkoda że nie ma sceny w której Jacek JAKOŚ zaprasza Marqueritte na randkę. ( jest wszakże rozpoczęta impreza z koniakiem Martell z 1930 i następne ujęcie to spotkanie nad morzem)
te podchody Jacka są tak urocze, że pozostaje wyobraźnia widza jak w końcu doszło do spotkania sam na sam, (fakt że tenis sama zaproponowała, więc może nie było to trudne, przekaz w spektaklu dłoni też ją ujął).. ale odniosłam wrażenie że nagła bliskość w kolejnej scenie jest trochę z kosmosu. Wiadomo film ma swoje prawa czasu więc się nie czepiam, tylko troszeczkę szkoda ;)