Oglądałem wersję reżyserską. Film do momentu gdy akcja przenosi się do lokacji w hotelu czyli miejsca z Lśnienia Kubricka trzyma niezły poziom z niektórymi scenami bardzo dobrymi. Ale ostatnia godzina to już ostry zjazd w dół. Te lokacje są naprawdę dobrze odwzorowane tylko że reżyser chciał trochę uchwycić klimatu z oryginalnego Lśnienia i co tu dużo pisać poległ totalnie. U Kubricka artyzm i psychoza wylewa się praktycznie z każdej sceny. Tutaj wyglądało komicznie i żałośnie zarazem jak Danny rozmawia z barmanem/ojcem. McGregor wygłasza pompatycznie te swoje gorzkie żale i z jego ust płynie potok słów. To pokazało że reżyser kompletnie nie potrafi uchwycić artyzmu Kubricka i jest zwykłym rzemieślnikiem. A już wyjątkowo durnie wyglądało jak McGregor latał z siekierą i szczerzył zęby. Z całym szacunkiem do tego aktora ale to nie jest Nicholson i po prostu nie sprawdza się w takich scenach. McGregor wyglądał po prostu żałośnie. Najlepsza w tym filmie była Rebecca Ferguson i praktycznie to ona trzyma widza przed ekranem. Miałem dać siedem ale beznadziejna trzecia godzina (dokładniej to jakieś 40 minut) filmu nie pozwala mi dać więcej niż 6/10. Już nawet nie chce mi się pastwić nad poprawnością polityczną i czy ktoś był w książce biały czy czarny. Nie oceniam filmu przez pryzmat książki. Oglądając nawet nie starałem się go traktować jako sequel arcydzieła Kubricka. Od momentu przyjazdu do hotelu film pikuje mocno w dół i już się nie podnosi.