Nic w tym filmie nie działa. Ani motywacja czarnego charakteru, który nagle okazał się osobą zwyczajnie obłąkaną, ani relacja Dr Strange'a z Christine (od pierwszego filmu ani razu o niej nie wspomniał, tutaj wielka miłość?) ani nawet gagi. Na seansie nikt nawet się nie zaśmiał, a żarty są w stylu "rzyganie po pierwszej podróży po uniwersum" czy "znęcanie fizyczne nad człowiekiem, który zwrócił uwagę dziewczynie na kradzież"...
Dodatkowo drewniane aktorstwo i CGIowa papka niemal jak w DC. Pierwsza połowa filmu niesamowicie nudna i pozbawiona sensu, po raz pierwszy na Marvelu zastanawiałem się czy nie wyjść z kina. Druga połowa trochę ratuje sytuację, ale całościowo jest miernie.
Gdyby to był film od DC, to miałby średnią 5,5 i był ogólnie krytykowany, no ale jest od Marvela.