Myślałem, że po śmierci Ikarisa z ,,Eternals' nie da się wymyślić niczego gorszego. Jak widać, myliłem się.
Marvel po ,,Avengers: Koniec Gry" kocha wyznaczać coraz to niższe standardy kina superhero, a śmierć Scarlet Witch
jest tego KOLEJNYM potwierdzeniem.
Scarlet (kreowana przez cały 2 GODZINNY FILM na najpotężniejszego villana, z jakim zmierzy się bohater kina marvela) od tak ginie pod gruzami (zawolalonej przez siebie z niewiadomych przyczyn) świątyni, po zobaczeniu "szczęśliwego życia" siebie z innego universum, które de facto pół godziny wcześniej zniszczyła (XD). Pomińmy to, jak "tamtejsza" Wanda wróciła do społeczeństwa bez konsekwencji, wymordowania wszystkich Avengersów.
Ale zresztą, nie przejmujemy się tym. Przecież ten film powstał tylko po to, żeby taka Scarlet Witch, Doktor Strange, czy Kapitan WB (;P) mogli sobie powracać do uniwersum w nieskończoność.
1.Może uznała, że nie odpokutuje swoich win, zabiła przecież mnóstwo ludzi po drodze do celu, dlatego się zabiła, ale uważam, że Marvel tak łatwo się jej nie pozbędzie.
2. Nie Avengers, a Illuminati, coś innego. Zresztą przecież kierowała nią Wanda z 616.
3. Role Wandy i Stephena były główne, a reszta, czyli Illuminati mieli mały wątek, który zresztą szybko zakończyli.
Nie masz szans, że Marvel uśmiercił postać ot tak, którą kreował od tylu lat. Poza tym było widać wybuch energii po zawaleniu się świątyni, więc nie ma szans, że tego nie przeżyła.
Wytłumacz mi, jakie są te niewiadome przyczyny zawalenia świątyni? Powiedziała, że otworzyła Darkhold i musi go zniszczyć, a księga jest kopią zaklęć spisanych właśnie na murach tej świątyni, więc to chyba logiczne, że musiała zniszczyć także świątynie :)
Ale jest pewien absurd w tym zdarzeniu. Przecież można było zniszczyć ten budynek nie siedząc w nim, skoro dysponuje się tak potężną mocą. No chyba, że taki tragizm postaci - straciła rodziców, brata, ukochanego, wykreowane przez siebie dzieci i szczęśliwe życie - psychika po takich ciosach siada i mogła po prostu stracić do reszty chęć życia :)