Dom na końcu ulicy

House at the End of the Street
2012
6,0 39 tys. ocen
6,0 10 1 38660
4,8 10 krytyków
Dom na końcu ulicy
powrót do forum filmu Dom na końcu ulicy

Pewnie nie zainteresowałbym się tym filmem, całkowicie błędnie anonsowanym jako horror, gdyby nie Jennifer Lawrence. To aktorka znakomita, a przy tym dość specyficzna. Wygląda dużo gorzej gdy się uśmiecha (to drugi taki przypadek jaki znam; pierwszy to Juliette Lewis). Ale gdy widzimy ją skupioną, poważną, nie sposób nie dostrzec charyzmy tej młodej aktorki. 22 lata i dwie nominacje do Oscara, w dodatku za role pierwszoplanowe. Nie wiem, czy jakakolwiek aktorka miała tak mocny początek kariery.

Po raz pierwszy zobaczyłem ją w „Granicach miłości” Guillermo Arriagi, filmie znakomitym, w którym jednak Jennifer Lawrence oraz Kim Basinger pozostawały całkowicie w cieniu rewelacyjnej Charlize Theron. Później zobaczyłem „Do szpiku kości” i tutaj już nie było miejsca na jakiekolwiek wątpliwości co do aktorskiej klasy Jennifer Lawrence. Jej Ree Dolly to chyba najlepsza do tej pory rola. Przypuszczam, że żadna z młodych, hollywoodzkich ślicznotek nie byłaby równie sugestywna w roli biednej, zdeterminowanej dziewczyny z gór Ozark. Nic dziwnego, że tak znakomitą rolę doceniono zarówno w Hollywood, jak i w Sundance.

„Dom na końcu ulicy” nie jest filmem tej klasy co „Do szpiku kości”. To „zaledwie” psychologiczny thriller, kino gatunkowe, typowo rozrywkowe. Raczej nie docenią go zwolennicy „Valhalli” Refna. Ale już fani klasycznych filmów Alfreda Hitchcocka raczej powinni. „House at the End of the Street” z pewnością nie jest też nowatorski pod względem fabuły czy sposobu prowadzenia narracji. W zasadzie to kolejny dramat/thriller z niespieszne rozwijającą się akcją i pogłębioną charakterystyką bohaterów i ich środowiska. Jednak jeden element w mojej ocenie zdecydowanie wyróżnia ten film: scenariusz. Precyzyjny, zaskakujący, a przede wszystkim błyskotliwie dopinający w finale wszystkie na pozór niezrozumiałe wątki. Zupełnie jak w „Kluczu do koszmaru” Iana Softley'a.

Jennifer Lawrence, o posągowej twarzy, wyraźnie przybrała na wadze. W pewnej chwili pomyślałem nawet, że świetnie nadawałaby się do jakiegoś prequelu opowieści o Bridget Jones. Natomiast niewątpliwie korzystnie prezentowała się filmowa matka Jennifer, blisko 50-letnia Elisabeth Shue. Chociaż widziałem ją w kilku filmach, chyba już zawsze będzie dla mnie przede wszystkim tym pięknym aniołem z „Leaving Las Vegas” Mike'a Figgisa, ratującym alkoholowego kamikaze Bena (z kolei życiowa rola Nicolasa Cage'a). Inni aktorzy nie wychodzą poza poprawność, nie obniżając ani nie zawyżając oceny filmy.

Ta natomiast pozostaje, przynajmniej w moim przypadku, niejako „zawieszona” aż do ostatnich minut. Stąd refleksja na temat roli scenarzysty. Gdyby opowiadana historia nie została tak świetnie spuentowana, oceniłbym film jako co najwyżej przeciętny. Jednak ostatnie dwie minuty wyjaśniają, pieczętują i stawiają kropkę nad i. Dlatego z czystym sumieniem mogę mogę polecić ten film wszystkim zwolennikom nieinfantylnej kinowej rozrywki. Dodam jeszcze, że konwencja kameralnego thrillera należy do moich ulubionych. Jakoś nie ekscytują mnie samochodowe pościgi, strzelaniny, popisy kaskaderów i pirotechników. Za to niespodziewanie zapalające się światło w opuszczonym domu czy mroczny las w którym bohaterka jest przez kogoś obserwowana zdecydowanie bardziej wpisują się w moje upodobania filmowe. I do takiego właśnie widza adresowany jest ten film.

Zapraszam do odwiedzenia mego bloga: http://nowerekomendacje.blogspot.com/

ocenił(a) film na 3
silentviper

Ja niestety nie mogę się wyrazić tak optymistycznie jak Ty, o tym dziełku.
Mamusia z córunią przeprowadzają się na prowincje, do domu którego cena została obniżona z powodu morderstwa w sąsiednim domostwie(sic). No i zaczyna się dramacik obyczajowy dla nastolatków, kobitki niby się kłócą ale w gruncie rzeczy nie ma o co, pojawia się przystojniak ukrywający ,,mroczną tajemnicę'' jest i troskliwy szeryf. Wlecze się ten spektakl skąpany w kiczowatych jaskrawych zdjęciach, aż do czasu ,,spektakularnego zwrotu akcji'' który wywołał u mnie zaciekawienie może na okres około minuty. Reszta to typowa dla młodzieżowego kina grozy, bieganina i szamotanina bez sensu. Co do Lawrence, no może i ma ładną buzię i nominacje do Oscarów, Globów( i innych tego typu zabawnych nagród), lecz nie zmienia to faktu że w tym filmie wypadła sztucznie (Hilary Swank jest laureatką dwóch Oskarów, a zagrała w poronionym horrorze ,,Plaga'' z 2007roku)
Biedny straszak, zdecydowanie tylko dla młodszych odbiorców.

jeti

Kilkakrotnie określasz film jako młodzieżowy, dla nastolatków, itp. - całkowicie się z taką klasyfikacją nie zgadzam. "Dramaciki obyczajowe dla nastolatków" czy "młodzieżowe kino grozy" omijam szerokim łukiem (choć "Zmierzchu" nie ominąłem - i do dziś żałuję). Obejrzenie "Domu" wręcz odradzam młodszym widzom, gdyż obawiam się, że po prostu go nie docenią. Na wstępie mogą odnieść wrażenie, że film "wlecze się" a zwrot akcji zaciekawi ich co najwyżej "na okres około minuty". Lepiej pozostać przy niekiczowatych, pełnych sensu i naturalnej gry aktorskiej obrazach w rodzaju "Dredd 3D".



(jak "Zmierzch" czy "Final Destination"). Swoją drogą fascynują mnie tacy widzowie jak "jeti": seryjnie oglądają kiczowate horrory, po cy oceniają je na 1, 2 lub 3 gwiazdki. Rozumiem, że to taki rodzaj masochizmu...

ocenił(a) film na 3
silentviper

Nie chłopie, nie sadomasochizm, tylko zamiłowanie do kina grozy. Wszystkie starsze udane filmy widziałem a nowe są do bani jak ten opisywany tutaj, więc mam się przerzucić na komedie romantyczne? Czy zawyżać oceny kiepskim filmom? Dredd jest ekranizacją komiksu, pomyśl co Ty piszesz.

jeti

Zgoda co do "Dredda". Każdy gatunek rządzi się odmiennymi regułami i ja to szanuję (tzn. staram się szanować). Ale czy z nowymi filmami grozy jest aż tak źle, że lepiej już oglądać szóste - siódme części serii w rodzaju "Puppet Master" czy inne noce i dnie żywych trupów? (chociaż: de gustibus...).
Nie jestem znawcą tematu, ale na pewno w ostatnich latach nieźli w kinie grozy są Hiszpanie (zwłaszcza Jaume Balagueró).
A komedii romantycznych zdecydowanie nie polecam :)

użytkownik usunięty
silentviper

"Swoją drogą fascynują mnie tacy widzowie jak "jeti": seryjnie oglądają kiczowate horrory, po cy oceniają je na 1, 2 lub 3 gwiazdki. Rozumiem, że to taki rodzaj masochizmu..."
Sorki, że się tak wcinam w dyskusję, ale przypadkiem poruszyłeś ciekawą modę panującą wśród wielbicieli kina grozy. Ja też tak mam, że oglądam dosłownie każdy horror, jaki tylko wpadnie mi w ręce, nawet liczne sequele, które wiem z góry, że będą gniotami. Też się zastanawiałam, czy to czasami nie jest jakiś masochizm i być może tak, ale ja widzę to troszkę inaczej. Otóż, wielbiciele horrorów mają ten problem, że muszą co rusz taplać się w masie gó*na (chyba tylko entuzjaści komedii romantycznych mają gorzej), bo twórcy w swoim zadufaniu myślą, że tak łatwo nakręcić dobry horror, i w dodatku nie potrzeba na niego dużego budżetu. W ten oto sposób taki wielbiciel horrorów ogląda 90-minutową papkę często tylko po to, żeby zadowolić się jedną godną uwagi sceną. Ta męka pomaga później w zestawieniu dwóch filmów na zasadzie porównania - zapalony widz horrorów ma później niejakie rozeznanie estetyczne, pozwalające mu rozróżnić gniota od arcydzieła w zakresie jego własnego gustu. U mnie sprowadza się to do jednego określenia: nałóg. Po prostu nie mogę się powstrzymać przed obejrzeniem kolejnego z góry skazanego na potępienie gniotowatego horroru, choćby po to, żeby zobaczyć w nim jedną godną uwagi scenę lub mieć później rozeznanie co jest dobre, a co nie.
To takie moje zdanie w tym temacie:)

ocenił(a) film na 3

Dokładnie!

ocenił(a) film na 7
silentviper

A ja się podpisuję rękami i nogami pod tym, co napisałeś. A o uśmiechu J.L mam dokładnie takie samo zdanie - jeszcze do zestawienia aktorek, które nie powinny się uśmiechać dopisałabym Jennifer Grey z "Dirty dancing" :)
Film jest niezły, dobrze się go ogląda, nie nudzi, zaskakuje i od czasu do czasu wystraszy w moim ulubionym "cicho, cicho, cicho, ŁUP", przy czym naprawde nie ma braków fabularnych, a końcówka jest wręcz idealna.