Dobry horror, ale z niewykorzystanym potencjałem na więcej. Bo koniec końców sprowadza się on do prostej historii z delikatnym przerostem formy nad treścią.
Klimatu w „The Night House” bez wątpienia nie brakuje. Czuć atmosferę grozy, wyczuwalne jest napięcie – widać, że reżyser potrafi je budować, a i jump scare’y, choć za dużo ich nie ma, to generalnie działają (szczególnie jeden, gdy bohaterka zasypia, brrr…) Film potrafi momentami straszyć w kreatywny sposób – bardzo mi się podobało wykorzystanie umeblowania czy też architektury domu, które zlewając się, układały się w sylwetkę ducha. Ważną rolę odgrywa też dźwięk, który jest rozsądnie w takich scenach wykorzystywany, ale też ogólnie muzyka, która przyjemnie zgrywa się z obrazem.
Bez wątpienia film dzielnie na swoich barkach niesie Rebecca Hall. Bo nawet kiedy film pod koniec zaczyna tracić werwę i zmierza w coraz bardziej znajome i szablonowe kierunki, to ta aktorka dalej robi wszystko, by historia jej postaci wybrzmiała. Z powodzeniem. Niemniej, tak jak wspomniałem, szkoda trochę zakończenia, które zdecydowanie mogło być lepsze. Film przez znaczną część próbuje dodawać kolejne tropy, tak naprawdę nigdy niczego nie wyjaśniając, tylko po to, by w zakończeniu podać wszystko jak na tacy i nieco rozczarować prostotą tej historii – szczególnie jeśli widz zaznajomiony jest choć trochę z gatunkiem. Ale i tak podobało mi się wykorzystanie snów w tym filmie. Tutaj wszystko działało bezbłędnie i należycie konfundowało widza. Bardzo fajnie nakreślono cienką granicę między jawą a rzeczywistością.
Szkoda, że scenariusz nie wykrzesał z siebie więcej, ale „The Night House” to dalej interesujący horror, z klimatem, świetną Rebeccą Hall i pomysłem, nawet jeśli nie zawsze przekonująco zrealizowanym.