Według mnie cała ta pustka to jakby nihilizm. Główna bohaterka podczas rozmowy z swoją koleżanką, że ludzi chcieliby, żeby po śmierci coś było, jakieś światełko w tunelu itd ( co jest nawiązaniem do licznych przypadków osób po śmierci klinicznej, które takowe widziały). Głowna bohatera stwierdza, że nie ma nic. Myślę, że główny bohater odrzucił swoją wiarę przez stał się nihilistą ( ciekawi mnie ujęcie w którym stoi na wodzie, niby jak Jezus, ale to mocno naciągane). Stoi więc przed stworzeniem sensu swojego życia, jakiegoś celu, a z tego wychodzi niezwykle karkołomna wersja czyli zabija coraz to nowe kobiety i próbuje nadać sobie cel, ale za każdym razem zabija bardzo podobne kobiety do poprzedniej. Koniec końców nie jest w stanie znieść pustki i popełnia samobójstwo. Główna bohaterka traci swój cel po utracie męża, który wydaje się, że był dla niej wszystkim. Kiedy mąż odchodzi główna bohaterka jest zmuszona znaleźć swój własny cel. Cała pustka nie zabija jej męża i nie podejmuje bezpośredniej próby zabicia. Zawsze to zależy od woli osoby, która ma popełnić samobójstwo co jest ciekawe i skłania mnie do tego, że jest to metafora, a nie jakiś wyższy byt. Labirynt może być po prostu drogą do sensu życia. Cały ten świat odwrócony i ten "prawdziwy" przedstawia po prostu historię dwóch ludzi - głównej bohaterki i jej męża
Czyli uważasz ze jemu po prostu odbiło, zaczął zabijać baby i potem się pogubił i zabił, a ona załamka po jego stracie, depresja i sama chciała popełnić samobójstwo ale się nie zabiła.
Tak. Jak dla mnie to kwestia nihilizmu po porzuceniu wiary. Oboje zmagali się z nadaniem jakiegoś celu i wartości w życiu
i to jest piekne w takich filmach - jedni staraja sie wszystko racjonalizowac inni przyjmuja wytlumaczenie podawane na tacy czyli wątek nadprzyrodzony itp itd. ile osob tyle opinii :)