A może raczej powinienem powiedzieć - było za dużo. Niestety, ale w filmie są straszliwe dłużyzny. Dziwna sprawa z tym Fulcim, facet miał naprawdę interesujące pomysły i ciekawe rozwiązania, to nie ulega wątpliwości. Niestety często jest tak, że kiedy już udawało mu się wprowadzić odpowiedni nastrój, po chwili demolował go trwającymi w nieskończoność scenami o niczym. Poetyka grozy wymaga mimo wszystko pewnego tempa. Nie mam na myśli oczywiście tego, że montaż powinien wyglądać jak w debilnych teledyskach z emtiwi. Ale wytrawny reżyser zbudowawszy nastrój i wprowadziwszy w niego widza powinien robić wszystko, by taki klimat utrzymać. Tutaj jednak akcja rozłazi się tu i ówdzie. Mam wrażenie - choć odebrane to pewno zostanie jako herezja;) - że gdyby "Dom przy Cmentarzu" (zresztą nie tylko ten film Fulciego) skrócić o jakieś 10-15 minut, wyszłoby to tylko na dobre.
Moim skromnym zdaniem Fulci miał talent w stwarzaniu sytuacji grozy, natomiast gorzej radził sobie z rytmem filmu. W obrazie, który ma straszyć, nie wolno pozwalać sobie na dłużyzny, bo cały strach diabli biorą (sic!).
Kilka wątków jest kompletnie bez sensu, nie wiem, czym kierowali się twórcy wprowadzając na scenę np. postać bibliotekarza, z której absolutnie nic nie wynika. Scena przeprowadzki z NY do Bostonu trwa ze 4 minuty a przecież wystarczyło zasygnalizować ją choćby jakąś krótką panoramą autostrady, czy czegoś w tym stylu, zamiast rozwlekać akcję w nieskończoność.
Kończąc przydługi wywód - "House by the cemetery" to mimo wszystko jeden z lepszych filmów Fulciego. Fanom tego reżysera, którym nie przeszkadzały dłużyzny w innych jego obrazach, z pewnością film ten przypadnie do gustu. Widz przypadkowy i nieznający twórczości Włocha może się jednak miejscami ponudzić.