Zaczęło się schematycznie. Dawno, dawno temu za siedmioma opuszczonymi stacjami paliw, za siedmioma dziwnymi zakrętami,poza zasięgiem telefonii komórkowej, w głębi lasu stała samotna chatka. Grupka znajomych (w tym zdzirowta blondynka, jej cnotliwa koleżanka, mięśniak, dziobak i zjarany głupek) postanowiła spędzić weekend na tym urokliwym odludziu. W świetnych nastrojach wyruszyli ku nieznanemu. Domek letniskowy oczywiście należał do kuzyna dziadka wujka od strony matki przyrodniego brata, więc dziewicza podróż odkryła przed nimi nowe enigmatyczne zakątki natury. Aby trafić do celu musieli jednak zapytać o drogę miejscowego dziwaka, którego zniekształcona twarz wyrażała pogardę. Ów odpychający człowiek nie omieszkał przestrzec turystów przed niebezpieczeństwem czyhającym wśród otchłani lasu,ale oni, targani przez młodzieńcze żądze, nie skorzystali z jego rady aby wrócić skąd przybyli. Na miejscu okazało się,że domek owiewa tajemnicza aura: skrzypiąca podłoga , dziwne pokoje, zagadkowe przedmioty i niepokój siedzący w ścianach.... No i reszta powinna polecieć jak z górki: Zjawia się przepocony mutant z zakrwawionym tasakiem i wszyscy po kolei giną. Trochę krwi, trochę krzyku, ucieczki w ślepe zaułki,uśmiercanie trzy razy tego samego typa a po półtorej godziny The End.Otóż tym razem historia zmieniła swój bieg...
American horror movie to gatunek polegający na powielaniu wzorca, którego opis znajdą państwo powyżej. Nieambitny , nieskomplikowany,ale opłacalny. Dom w głębi lasu , pomimo tego,że należy do gatunku, szydzi z jego cech i łączy elementy rzadko współgrające ze sobą : chatka na zaddupiu i naukowe science fiction. Już od pierwszych scen widz zastanawia się o co chodzi z tą bazą szalonych naukowców i kto im zafundował ten cały sprzęt. Albo to jakiś spisek nuklearny albo klinika chirurgi plastycznej. Zagadka wierci coraz głębszą dziurę w brzuchu, kiedy zespół inteligentów wysyła swoje zdalnie sterowane zombie na spotkanie z tymczasowymi mieszkańcami domku. W głowie układałam naprawdę różne scenariusze (przeszło mi nawet przez myśl czy zdalnie sterowane brzozy rzeczywiście istnieją), ale takiego zakończenia nie spodziewałam się w żadnym wypadku. Szczerze, zmodyfikowałabym je nieco. W mojej wersji szaleni naukowcy pracowaliby dla psychopatów interesujących się ludzkimi zachowaniami w skrajnie przerażających sytuacjach,a nie dla mitologicznych olbrzymów głodnych młodzieńców i dziewic. Im bliżej końca tym więcej próbowano ugryźć i chyba trochę ciężko było to strawić.
Film oryginalny a jakże schematyczny. Szczególne sceny: kiedy kubko-faja rozkłada się niczym pałka teleskopowa gotowa do walki z zombie lub kiedy jednorożec zabójca przebija ludzkie trzewia (brzmi iście zabawnie) albo kiedy przy akompaniamencie triumfującej muzyki, sygnalizującej,że wszystko będzie dobrze, ginie kolejna osoba, a dodatkowo jej śmierć poprzedzają słowa otuchy . W moim przekonaniu, z lepszą obsadą i nieco przekształconym zakończeniem (choć niekoniecznie, ja po prostu nie lubię olbrzymów ), Dom w głębi lasu mógłby wyjść poza ramy american horror movie i śmiać się z niego spoza sceny zamiast stojąc obok.
Clown muss sein!