Reklamowany jako najlepszy horror niemalże dekady, Dom w Głębi Lasu, jest totalnym nieporozumieniem.
Nie chcę spojlerować, więc napiszę ogólnikami.
Film dzieli się na trzy wyraźne "akty". Pierwszy jest typową komedią o grupie młodych ludzi nad jeziorem. Jest niezły. Drugi akt zaczyna się od "wyboru" w piwnicy. Sam pomysł niczego sobie, ale niestety "im dalej w las tym ciemniej", więc zaczyna się względna jatka, która nawet obok horroru nie stała. No i cudem dochodzimy do trzeciego aktu, który rozpoczyna się w pokazywanej w zajawkach windzie. No i tu zaczyna się tragedia. Totalnie absurdalne rozwiązanie całości, które jest bardziej parodią horroru niż horrorem. Do tego dwa pierwsze akty są jakby przerywane niezrozumiałymi dla widza niemalże migawkami jakiejś prawieże kosmicznej bazy (nie wiem czemu, ale kojarzyło mi się z Apollo 13). No a kiedy zaczynamy rozumieć to okazuje się, że historia jest absurdalna.
Jedynym pozytywem całego filmu jest zjarany Marty, który w sumie sprawia, że gdyby totalny absurd tego wszystkiego nie pochłonął to byłaby niezła komedia.
Kwintesencją wszystkiego jest tekst na prawieże samym końcu:
"- Ja nie jestem dziewicą!
- Bierzemy co jest."
No i oczywiście nieśmiertelny joint zapalony na samym końcu w zawalającym się budynku.
PO PROSTU TRAGEDIA. dawno nie wyszłam tak rozczarowana i serdecznie nie polecam !
Jeżeli spodziewałeś/aś się typowego horroru, to faktycznie można się rozczarować. To jest film, do którego trzeba się przygotować, zapoznać z klasyką horrorów. ''Dom w głębi lasu'' jest trochę jak ''Straszny film'' tylko na o wiele wyższym poziomie i dla bardziej rozgarniętego widza. Przywołany przez Ciebie cytat bawi, a nie powoduje zażenowania.