Film mnie sponiewierał doszczętnie. Zakorzenił we mnie pewien smutek. Przespałem się z tym, ale on ciągle wraca. Taki film był potrzebny (dla Polski i zagranicy). Pokazał jak popaprane czasy to były. "Dom zły" to antidotum na wszechogarniającą nas amnezję, o której śpiewał ostatnio Kult. Spacerowałem dziś z psem psiocząc na owy szary czas i czerpałem satysfakcję z kojącej myśli "teraz to mamy dobrze". Wtedy to wróciła gorycz, bo uświadomiłem sobie, że film (po paru przeróbkach) równie dobrze mógłby rozgrywać się w teraźniejszości. Czasy się zmieniły, ale nie ludzie...
Ps. Przepraszam za powtarzanie posta, ale poprzedni wysłałem omyłkowo, a opcja edytuj nie działa jak należy.