Jeśli ta kwestia była już analizowana na forum, a ja powielam temat - to sorry, ale jedna kwestia nie daje mi spokoju.
Jak doszło do aresztowania Środonia ws. zabójstwa rodziny Dziabasów?
Sam Środoń na wizji lokalnej użył słów "nikt mnie nie znał, nikt mnie nie widział" - udało mu się przetrwać noc, uciec z tej przeklętej chaty i mógł się rozpłynąć w powietrzu. Istnieje scenariusz, że sam się przyznał do winy, ale jakby to wtedy wyglądało?
Poleciał na milicję z tekstem "ludzie! tam pod lasem jest chata, oni mnie tam chcieli zaciukać!!! Żona leży przed chałupą, mąż wisi na drzewie a syn leży w łóżku z poderżniętym gardłem!!! To oni go zabili, nie ja!! Co? Pieniądze? Tak, zabrałem, bo chcieli mnie przecież zabić!"?
To mnie najbardziej nurtuje w tym filmie :)