BRAWO SMARZOWSKI!
Uważam, że to najlepszy polski film od czasów "Długu" a być może w ogóle najlepszy po '89. Jestem bardzo zdziwiony, że w Gdyni przegrał z "Rewersem", który przy tym arcydziele wygląda jak błaha i nieważna komedyjka.
Mówiono, że to polska wersja Braci Coen. Rzeczywiście dużo rzeczy Smarzowski podpatrzył u Coenów (milicjankta w ciąży - to z "Fargo", główny bohater ginie mimochodem - to z "No country..."). Natomiast sama historia to dramat znany z "Niespodzianki" Rostworowskiego (rewelacyjny spektakl teatru tv z Ryszardą Hanin).
Taka żonglerka cytatami to jest coś, na co mogą sobie pozwolić tylko mistrzowie. Ktoś inny pewnie popadłby w plagiat, ale Smarzowski świadomie korzystał z tego, co już znamy (z resztą tak, jak robią to Coenowie) i osiągnął fantastyczny efekt.
Może ktoś jeszcze zauważył jakieś wyraźne zapożyczenia?
Jeszcze jedno - bardzo podoba mi się, że reżyser wprowadził swój znak rozpoznawczy w postaci tysięcy półlitrówek obalanych z gwinta. Myślę, że to świadome działanie na zasadzie "odgromnika". Kiedy do czegoś nie można mieć zarzutu, to krytyka filmu może być ukierunkowana gdziekolwiek. Natomiast tutaj jest to ewidentnie przerysowany element, właśnie po to (to moja teza), żeby jak ktoś koniecznie będzie miał ochotę znaleźć coś "nie tak" w tym filmie, to wskaże na z góry upatrzoną przez twórcę pozycję. Sprytne ;)