...Film jest genialny.Od odważnego montażu, poprzez aktorów do sprytnego scenariusza z perełkami takimi jak robienie legendy jakiemuś kolesiowi, który nawiał z zakładu...chodziło o Wałęsę. Dlatego nie będzie walczył o Oskara. Trzeba by było tłumaczyć akademii polskie realia, historię itd.
Młodszym widzom chyba też. Niby skąd mają wiedzieć o co chodziło z brakującym cukrem, czarną wołgą, paszportami...Szkoda bo to genialny film lecz nie dla wszystkich.
Nic dodac nic ujac - potwierdzam film naprawde godny polecenia. Zapmnial Kolega dodac zdanie o niesamowitej muzyce w tym filmie, ktory robi niesamowity nastroj.
Pozdrawiam polecajac
Film dla mnie genialny niemal w każdym calu. Jednak co do tego, że muzyka jest niesamowita to się z kolegą nie zgodzę. Jak dla mnie te pełne dysonansów brzmienia niezbyt pasują do filmu.
No nie wiem, czy nie pasują. Według mnie muzyka idealnie wpasowuje się w zdjęcia i oddaje napięcie danej sytuacji. Na przykład scena, w której Środoń uciekając przed Dziabasem wbiega do stodoły, wtedy muzyka staje się wręcz paranoiczna. Piskliwe, rwane dźwięki potęgują poczucie chaosu i dramatyzmu.
9/10 - Dokładnie tak - ten film wbił mnie w fotel, a po wyjściu z kina zagnieździł się w głowie na kilka godzin.
Pozycja obowiązkowa dla widzów w wieku "30+". Czarna wołga, kawałek zespołu Dezerter "spytaj milicjanta", deficyt papierosów i wódki, niechęć do milicji, przekręty, PGR-y itd itp. - trudno to zrozumieć temu kto nie był tego świadkiem.
Zupełnie inaczej opowiedziane czasy PRL-u niż w równie dobrym Rewersie.
Jeśli komuś podobało się "Wesele", nie będzie zawiedziony.
Zdecydowanie tak. Film bardzo mroczny, z klimatem, scena w której Dziabas siedzi na łóżku, na którym leżą zakrwawione zwłoki jego syna, a przed nim wbita w podłogę siekiera i totalna cisza - miałam dreszcze. Mam 18 lat, mimo to nie przeszkadzało mi to w zrozumieniu metafory Domu Złego i w zasadzie sądzę, że jest wielu młodych ludzi, którzy nie pamiętają tych złych czasów, ale uczą się, słuchają, zgłębiają swoją wiedzę na ten temat. Trzeba wiedzieć gdzie żyjemy, bo raczej nie da się zbudować przyszłości nie znając przeszłości. Bardzo podobał mi się w tym filmie obraz milicjantów - byli różni, i tacy, których nic nie obchodziło, i tacy, którzy uważali prawdę za największą świętość i płacili za to najwyższą cenę.
Nie zgadzam sie. Film dla mnie beznadziejny , co prawda nie pamietam tamtych czasów , ale interesuje sie
bardzo tym okresem w historii polski i wydaje mi sie ze rozumie tamte realia. Powiem tak: za pomysl dalbym 8
bo jest to cos nowego . Ale wykonanie.....maasakra. Te dłużyzny poprostu mnei wykanczaly , juz na poczatku
gdy piec minut obserowalem grupke ludzi stojacych przy nysce - tak stali i przez 5 minut i NIC sie nie dzialo,
juz wtedy wiedzialem ze to bedzie jeden z tych "głebokich" filmów. Do tego ta psychodeliczna , albo raczej
psychiczna muzyka , no poprostu tragedia. No i jak sie juz widzialo rewelacyjne moim zdanie wesele, to ten
film to oczywiscie inny pomysli , inne realia ale wlasciwie te same zachlane postacie. No i to by bylo tyle moim
zdaniem na temat tego filmu. 2/10 i gorace nie polecam .
A czy mógłbyś nam w takim razie wyjaśnić, o co chodziło z tym cukrem i paszportami?
"Chcę poznawać świat
Ale nie wiem jak
Kto mi powie prawdę o tym
Jak to zrobić mam?
Spytaj milicjanta
On ci prawdę powie!
Spytaj milicjanta
On ci wskaże drogę!"
Dezerter
Spytaj milicjanta
A tak na poważnie to najlepiej spytaj babcię, dziadka albo pana od historii. Problematyka PRL to temat na dłuższe opowiadanie.
Sporo interesowałem się historią najnowszą, ale o ile paszportów mogę się domyślić, to cukru tak średnio ;) Dzielcie się wiedzą, niedużo trzeba opowiedzieć ;)
Skoro jako taką orientację masz to pojadę po łebkach.
W tamtych czasach paszporty wydawane były tylko zasłużonym członkom partii lub ewentualnie niewygodnemu elementowi wywrotowemu. Po prostu władza ludowa wiedziała, że gdyby umożliwić swobodne podróżowanie wszystkim to 90% społeczeństwa z miejsca spierdzieliłaby na zachód. W filmie paszporty stanowią swojego rodzaju nagrodę dla biegłego Zajdela, który wraz z ciężko chorą żoną (lub dzieckiem?) chce wyjechać do kliniki w Szwecji. Oczywiście aby je dostać musi doprowadzić do pomyślnego dla władzy zamknięcia śledztwa.
Co się zaś tyczy cukru to tak jak wszystko w PRLu od papieru toaletowego do kawy i papierosów był on towarem deficytowym, w dodatku wydawanym na kartki. Robienie na nim wałków zwłaszcza przez członka establiszmentu jakim był Zięba stanowiło przestępstwo najcięższego kalibru (vide afera mięsna).
Dla dokładniejszego wyjaśnienia:
- paszporty dostał jeden z negatywnych bohaterów w zamian za zabicie porucznika. Każdy mógł mieć paszport ale nie w domu. Władze miały przy sobie.
- cukru brakowało jak wszystkiego tym bardziej,że cukier jest potrzebny do pędzenia...a jak Dziabas chyba mówił co drugi pędził.Mam 25 lat i pamiętam jak ojciec się wymieniał rurkami z dziadkiem :) Jesteśmy rolniczym krajem a wszystkiego brakowało...nawet masła czy kartofli bo żywiła się nami całe ZSRR a raczej Rosja.
Taka ciekawostka-czytałem o takim numerze już nie pamiętam w jakiej książce,że Polska sprzedawała sól Szwedom. Po co Szwedom sól skoro sami mają jej mnóstwo. Otóż Polacy wysyłali ja w dębowych beczkach. Szwedom zależało na nich.
Jak ktoś lubi takie tematy(dużo śmiechu i szoku z rosyjskiej głupoty) to polecam książki Wiktora Suworowa "Żołnierze Wolności" i "Akwarium". Nie są o Polsce ale o tym ustroju, który nas skaził. W Rosji koleś ma karę śmierci,pracował w GRU, wojskowym odpowiedniku KGB. Polecam "Żołnierzy Wolności", krótka książka i masa niesamowicie smiesznych lub strasznych opowieści.
Dla sprostowania...
!!! SPOJLER !!!
Zajdel (ten wysoki po cywilnemu) nie dostaje paszportów za zabójstwo tylko za przymknięcie oczu na fakt, że porucznika Mroza do spółki z kompanami zabił Lisowski. Jest nawet taka scena gdzie na drugim planie wyraźnie widać jak Zajdel usiłuje wejść do domu ale drogę zagradza mu Lisowski gdyż w tym właśnie czasie (jak się domyślamy) w środku mordowany jest Mróz. Między Panami dochodzi do przepychanki w progu i ostatecznie zdenerwowany Zajdel odchodzi na bok żeby sobie zapalić.
Jak masz ludziom takie bzdury opowiadac, to może nie pisz wcale:/
Ani masła ani kartofli nigdy nie brakowało, kupowało się zwyczajnie w sklepach warzywnym i mleczarskim. Były codziennie, bez kolejek, masło, śmietana, bułki, serki itp. były to produkty dostępne na codzień w sklepach.
Natomiast niektóre produkty były na kartki, brakowało ich w sklepach, nie dlatego, że "żywiła się nami Rosja" (co za głupty ludzie piszą), ale dlaego, ze USA i Europa Zachodnia narzuciły embargo na Polskę w latach 80-tych.
Wcześniej, szczególnie w latach 70-tych, wszystkie produkty były ogólnie dostępne, bez kolejek.
Naprawdę? W których sklepach było to masełko, serki, bułki itd? Bo ja pamiętam takie czasy, kiedy w sklepie były wyłącznie PUSTE PUŁKI, a tylko od czasu do czasu coś się pojawiało i wtedy stało się w póklilometrowej kolejce. Kiedyś stałam przez 8 godzin i bardzo dumna z siebie kupiłam pół kilo ceresu (nie masła), 20 dkg ohydnych, nadziewanych dżemem cukierków i kawę. A masło BYŁO NA KARTKI - pół kostki na tydzień na osobę. Wiem, bo kupowałam i choć byłam wtedy gówniarzem, dobrze pamiętam te czasy.
Co do kartofli - nie wiem, czy były w sklepie bo kupowaliśmy od sąsiadów.
Sytuacja o jakiej piszesz miała miejsce podczas stanu wojennego, potem sklepy prosperowały w miarę normalnie. Wiem, ze za kawą i dobrymi słodyczami mama stała.
Napisałam wyraźnie, ze w sklepach mleczarskich (pamiętam, że kupowałam sobie takie pyszne jogurty, już takich nie ma:(), spożywczych(tzw. SAM-ach) warzywnych można było kupic sporo PODSTAWOWYCH produktów. Jako mała dziewczynka biegałam mamie do sklepu jak czegoś zapomniała, po trzy osoby stały przede mną, tak jak jest teraz. Chodziłam też często do zabawkowego, kreślarza itp.,
Natomiast jeśli "rzucili" jakieś specjalne produkty, to wtedy ludzie stali w kolejkach oczywiście. W Twoją historyjkę ciężko uwierzyc, raz, ze zwykłe słodycze nadziewane były ogólnie dostępne, dwa, że trudno uwierzyc, żeby rodzice kazali dziecku stac w kolejce przez 8 godzin, lub, ze bez ich wiedzy stałaś tam i nie było Cię przez 8 godzin.
Nie bronię tamtych czasów, ale przez głupoty jakie ludzie wypisują na temat PRL-u tworzą się potem takie miejskie legendy.
Sam fakt, że "Dom zły" ludzie odbierają jako film historyczny, jest dośc komiczny.
Jeśli kogoś tamte czasy ciekawią, niech wypytają się osób starszych ze swojego otoczenia, zapewne wykluje się cos obiektywnego w miarę.
oczywiście ze to nie jest film historyczny, ale przynajmniej przedstawia prl z tej ciemniejszej strony z prostej przyczyny - nie stała nad nim cenzura. uważam, że te ciemne strony prlu zostały przestawione bardzo dobrze. Jeden z niewielu dobrych, polskich filmów w ostatnich latach...
Sposób w jaki reżyser pokazał Milicję jest kłamliwy, tym samym staje się to fałszowaniem historii, kiedy tacy jak Ty się nabierają, myśląc, że "tak było naprawdę". Cenzura nad nikim nie stoi i kłamac można do woli.
albo miales tatusia milicjanta albo malo wiesz o milicji tamtych czasów ! Tym bardziej jesli chodzi o male miasteczka i wioseczki gdzie komendant komisariatu byl alfą i omegą terenu !
Właśnie nie jest, jeszcze przed stanem wojennym glina była bardzo zdemoralizowana, a co dopiero w stanie wojennym.
Milicjanci nie byli ani lepsi ani gorsi od reszty społeczeństwa, tyle że byli narzędziem władzy, czyli jej pupilkami i chartami, mieli przywileje. Każda strategiczna dla władz grupa zawodowa była "uwodzona" atrakcyjnymi wczasami czy "luksusowymi" dostawami.
Napisałam, że byłam gówniarzem, nie 5-cioletnią dziewczynką, sklerozy też jeszcze nie mam, więc to wydarzenie pamiętam. W kolejce naprawdę stałam 8 godzin, bo kolejka tworzyła się jeszcze przed otwarciem sklepu, jak tylko był cynk, że coś przyszło.Było to za przyzwoleniem rodziców, mama pracowała tuż obok sklepu i zaglądała do mnie, a ja po prostu bardzo chciałam coś sama kupić. Były wakacje i mogłam sobie na to pozwolić, dlatego byłam potem taka dumna. I kupiłam dokładnie to co napisałam, łącznie z tymi cukierkami. Jeśli u Ciebie naprawdę było takie dużo lepsze zaopatrzenie to tylko pozazdrościć.
Lat 70-tych (z wyjątkiem schyłku) istotnie nie pamiętam, później, tak po 83-4 rzeczywiście było lepiej, ale były też lata bardzo "chude" i były czasy, kiedy masło było na kartki. Że w moją "historyjkę" trudno Ci uwierzyć... No cóż, trudno mi w tej chwili o podpisy świadków, ale raczej nie mam w zwyczaju wymyślać głupot tylko po to, żeby błysnąć na forum.
Mówię tu o zaopatrzeniu w całej Polsce, bo jeździliśmy co roku na wczasy do różnych miast, na kolonie (nad morze przeważnie) i do babci na Mazowsze na wieś. Mówię o latach 83-89 oczywiście, wtedy nie było już rzadnych problemów z kupowaniem różnych rzeczy, miałam też sporo fajnych ubrań, łącznie z dżinsami (to było wtedy coś:)) Z perspektywy dziecka to były dobre czasy, nie musiałam stac w kolejkach, dorosłym na pewno nie żyło się już tak wygodnie, ale moja mama nigdy nie narzekała, pieniędzy nam nie brakowało. Nie chcę nawet zaczynac tego tematu, bo niesamowicie miło wspominam lata 80-te, teraz wydają się tamte czasy niesamowicie egzotyczne. Ówczesna atmosfera jak z Twin Peaks, ciekawe subkultury, muzyka, dyskoteki, pochody pierwszomajowe, dożynki na wsiach, ogólny romantyzm, mogłabym pisac i pisac;)
ja mieszkalem w Gdansku i tez milo wsominam tamte czasy bo bylem dzieciakiem, stanie w kolejce po kawe i tak dalej hehe i ten zapach krainy marzen po wejsciu do pewexu ^^ ciesze sie ze moglem jako maly dzieciak zyc w tamtych czasach
w Pewexie były klocki LEGO i resoraki MATCHBOXy, oglądało się to przez szybę a w domu robiło zabawki z papieru..
tiaaak, dżinsy w latach 80-tych pamiętam - handlarze z Turcji przywozili, na czarnym rynku, inne "normalne" dżinsy może tylko w Pewex-ie, czy w dużych miastach. Na prowincji była bryndza (owczy, bardzo słony serek o podłym smaku) i "wyroby czekoladopodobne"..
..a po jednym "czarnobylskim" pochodzie pierwszomajowym (obowiązkowym oczywiście) wszyscy szli do przychodni pić jod (płyn lugola), było suuuper ;-)
..romantyzm też był, kolonie w Bułgarii :-) nie dla wszystkich oczywiście..
nie było czegos takiego jak zwykłe słodycze no moze poza ptasim mleczkiem i czasem pojawiajacymi sie michalkami ! Cala reszta to pseudo gorzkie czekolady albo MEle czekoladopodobny syf no i landryny dla ubogich ! To co widziamy dzis na polkach dostepne tylko w pewexaxh i baltonach ^^
każdy miał rodzinę na wsi lub znajomych, to i jakoś dawało się przeżyć, strach pomyśleć co by było jakby całkowicie zlikwidowali indywidualne rolnictwo - chyba byłby wielki głód jak u sowietów w latach 30-tych.
Niestety bzdury to ty wypisujesz, co może wynikać z faktu, o którym piszesz poniżej, że masz w rodzinie dwóch milicjantów (przez ciebie pisane z wielkiej litery). Przede wszystkim to "przejściowe" problemy z zaopatrzeniem trwały kilkanaście lat, bo w przypadku mięsa i cukru już w latach 70-tych. Zresztą kartki na nie wprowadzono już 1976 roku. Nie chcę być złośliwy, ale przypuszczam, że to co napisałaś wynika z nieświadomości, bo rodziny milicjantów były uprzywilejowane, wiem bo miałem koleżankę, której ojciec był milicjantem (z małej litery) i towarów tzw. deficytowych u nich nie brakowało (w filmie worek papierosów, a dla zwykłego społeczeństwa na kartki, pod wydział), a do tego w każdym większym mieście były specjalne knajpy dla milicji (zapomniałem nazwy), gdzie za parę groszy mogli oni i ich rodziny zjeść przyzwoity MIĘSNY obiad.
Zacytuje TEY - "Ech ten Reagan, taką gospodarkę rozwalić" :)
Socjalizm już w swoich założeniach jest systemem niewydolnym. Pewne niedociągnięcia można ukryć nie wypuszczając ludzi za granice i maglując propagandą, ale praw ekonomii nie da się obejść. To nie wina Zachodu, że np. pieniądz PRL-u był wart tyle co papier na nim wydrukowany (ciekawe ile kupiłbyś na wolnym rynku za ówczesną polską pensje), tylko centralnego planowania w ogóle. Pozdrawiam.
He, he. Może dla rodzin milicjantów. Jako 9-10 latka w latach 1983-1984 osobiście zastępowałam rodzicielkę w wielogodzinnych kolejkach (Warszawa) i raz nawet zdobyłam pół kg białego sera, co pani w sklepie uroczyście potwierdziała wklepując mi w "Książeczkę zdrowia dziecka" stempel z napisem : Wydano pół kg białego sera. Zainteresowanym służę skanem.
Więc litości Kobieto nie wypisuj bzdur, względnie przyjmij do wiadomości, że nie wszyscy mieli w rodzinie milicjantów.
A wracając do filmu - b.dobry aczkolwiek po "Weselu" trudno już o świeżość. Rewelacyjny Topa, jako i postać którą kreuje.
Vesper_Lynd - co za haniebne bzdury!!! Mięsa i wędlin nigdy nie było w wystarczajacej ilości, podobnie cyststrusów i wielu innych towarów importowanych (np. kawy). Z pozostałymi towarami było raz lepiej, raz gorzej. Od końca lat siedemdziesiatych do końca dziadowskiego socjalizmu braki w podstawowym zaopatrzeniu były już totalne. Na dodatek dochodziła fatalna jakość wielu produktów wytwarzanych w państwowych przecież przedsiębiorstwach. Cukier był towarem szczególnym, ponieważ był racjonowany i sprzedawany (tak jak mięso, wędliny, słodycze i papierosy) na kartki. Czyli nie mozna było wejść do sklepu i kupić go ile sie chciało. Stąd cały system wymieniania się towarami i kartkami pomiędzy ludźmi.
A jakość tych towarów i obsługi w sklepie była dokładnie taka, jak bar mleczny w "Misiu".
O jogurtach to już kompletne bredzenie. Dopiero od koniec lat siedemdziesiatych uruchomiono produkcję jogurtu owocowego, o jednym, wieloowocowym smaku. I tak było mniej więcej do końca socjalizmu. W całym sklepie nabiałowym jeden smak jogurtu. Na dodatek był to jogurt wieloowocowy, a więc o smaku nieokreslonym. Co więcej, na tle innych produktów, był to powiew Zachodu, może ktoś to zapamietał jako nieprawdopodobny luksus. Do czasu jak nie pojechał pierwszy raz za granice demoludów.
a co ty mozesz pamietac majac lat 25?, ty skakales jeszcze z jajczka na jejeczko a twoja wiedza na temat tego okresu bazuje wylacznie na tym co obecne media mowia i co przeczytasz w durnych ksiazkach, musisz byc naprawde bystry ze majac rok lub dwa znales wiedziales juz o kartkach na cukier, papierosy, mieso i inne duperele, powiem tak a Markiem Twainem: "Lepiej siedzieć cicho i sprawiać wrażenie idioty, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości."
p.s.
nie pisz o czyms czego nie przeszles
no i z cukru pędziło się bimber czyli "wódę", jakże niezbędną do życia, co widać w niemal każdej scenie filmu ;-) kto miał dostęp do surowca i "aparaturę" to rządził..
Film nie ma prawa walczyć o Oscara, ale moim zdaniem z innych powodów niż przytoczył tutaj autor tematu. Ten film nie pasuje po prostu klimatem do gustu akademii i nie dostałby go niezależnie od tego czy w tle mamy rzeczywistość stanu wojennego w Polsce czy wojny futbolowej w Ameryce Pd. czy cokolwiek innego. Taki dość mroczny, groteskowy kryminał nie mieści mi się w głowie jako kandydat do Oscara (nie jako "nasz" kandydat, ale zatwierdzona przez szacowne gremium kandydatura). Poza tym ten film byłby/jest dobry i bez tła historycznego dlatego można go wysoko cenić bez poruszania tego kontekstu.
"Sposób w jaki reżyser pokazał Milicję jest kłamliwy, tym samym staje się to fałszowaniem historii, kiedy tacy jak Ty się nabierają, myśląc, że "tak było naprawdę". Cenzura nad nikim nie stoi i kłamac można do woli."
a co miałaś ojca w milicji, że wiesz jak to wyglądało? może jeszcze powiesz że zomo było pokojowo nastawione? i o jakim fałszowaniu historii mówisz? przecież gdy w prlu była cenzura nie występowało nic innego poza fałszowaniem historii, nie kojarzę podobnego filmu (oprócz kieślowskiego "krótki film o zabijaniu"), który przedstawiałby świat prlowski w taki sposób i uważam, że jest to wielki plus tego filmu
Miałam dwóch wujków w Milicji, takze wiem doskonale jak wyglądało zachowanie milicjantów na służbie lub przy czynnościach służbowych. O pijaństwie na służbie w ogóle nie było mowy.
Raz - obowiązkoway szacunek dla munduru i "orzełka", dwa - starsi rangą mogli napic się kieliszek czy dwa, tak aby nie było po nich nic widac. Zresztą obowiązkowy koniak czy whiskey w szafce posiadał każdy prezes nie tylko w krajach demoludów, ale i na Zachodzie.
Cenzura się skończyła więc historię można fałszowac do woli, co zresztą widac w filmach z USA. Jeśli jakiś reżyser będzie miał ochotę przedstawic Gomułkę jako fetyszystę i pedofila, nikt mu w tym nie przeszkodzi, jeśli ktoś ma ochotę przedstawic rzeczywistośc PRL w stylu życia w obozach koncentracyjnych, też mu nikt nie przeszkodzi, będzie to jednak zwykłe zakłamywanie historii.
Zresztą rozmowa z dzieciaczkami, które mylą Milicję Obywatelską z ZOMO z SB zbytnio mnie nie interesuje.
gdzie pomyliłem milicję z zomo? a to że miałaś wujków w milicji świadczy o twojej subiektywnej ocenie, nie będę nikogo przekonywać i na pewno nie powinno się generalizować, ale fakt jest, że milicja również nie była mile widziana, obok bezpieki i zomo. poza tym mówisz o gomułce jakby był jakimś bohaterem, zapominając, że między innymi gnębił kościół i krwawo tłumił opozycję, poza tym ci co byli u władzy mieli wszystko, kiedy zwykli ludzie żyli w biedzie (a chyba nie oto chodziło w socjalizmie), w sumie w tym aspekcie niewiele się zmieniło. ale nie będę się kłócił bo przecież nie o to w tym temacie chodzi. Po prostu podoba mi się film z tą mroczną atmosferą i to też jest moja subiektywna ocena.
Co do Gomułki to święty ie był, ale patriotyzmu też mu odebrac nie moża: uznanie zachodniej granicy, starania o 'zgranie' ziem 'odzyskanych' z resztą kraju - każdą kupę gnoju czy jakoś tak chciał wieżć na 'zachód' Polski co by przyśpieszyć jego odbudowę i zjednoczenie s krajem.
ha ha ha :-(....nic dodać nic ująć...o pijaństwie na służbie nie było
mowy...wujkowie...film rewelacyjny, może też, że sprowokował takie
komentarze, aczkolwiek nie spodziewałam się przeczytać takiego curiosum w
2010 roku..i o co walczyliśmy???
serki w sklepach...jogurty...szacunek dla "orzełka"...siąść i płakać, gdzie
są nauczyciele historii?? skąd takie poglądy w pokoleniu 18-latków?? jakbym
czytała Trybunę Ludu sprzed lat, a tyle zostało powiedziane, napisane,
sfilmowane...czy ludzie mają bielmo na oczach, czy tak im wygodniej,
zgodnie z tradycją przekazywaną przez "wujków"??
Ile jeszcze pokoleń potrzeba, żeby wykorzenić raz na zawsze tych wujków ze
swoimi Pewexami, serkami i jogurtami, których było "pełno w sklepach"???
koń by się uśmiał (papierem toaletowym tapetowaliśmy wychodki, a dżinsy
zakładaliśmy za Gierka do prac polowych, normalnie było jak w Ameryce :)
Gohia (chyba ) ma racje Ameryka pełna geba była,a te twoje kolonie i zakupy to ci twoi wujkowie pałami (na trzeżwo sic!) kupowali .Mysle ze nie powonienes sie wypowiadac na temat tamtych czasów które jak wisdze znasz bardziej z opowiesci "Wujków" niz z autopsji .Pozdrawiam.
a najgorsze w tym wszystkim jest zdanie: "Cenzura nad nikim nie stoi i
kłamac można do woli"...czyli cenzura receptą na wszystko, cenzura nas
obroni przed kłamstwem...
z opowieści typu: embargo, Reagan i Solidarność przyczyną braku sznurka do
snopowiązałek oraz braku mięsa w sklepach!!! można się pośmiać, ale jeśli
ktoś nadal wierzy, że cenzura ma rację bytu w państwie wolnym i
demokratycznym, po 20 latach od odzyskania praw obywatelskich i wolnych
mediów - to już staje się głęboko poważne, wychodzi na to, że komuniści
nadal mają "posłuch w narodzie", a przy najmniej w spokrewnionej z nimi
części i być może dzięki takiemu młodemu pokoleniu, będziemy kiedyś mieli
powtórkę z rozrywki(pociecha, że milicjanci będą zawsze trzeźwi, więc
pałami tłuc będą mocniej) czego ani sobie, ani tym co nie pamiętają - nie
życzę
O ile pamietam to każdy zaklad mial jakies ośrodki wczasowe wiec na kolonie dzieciaki jeździly często i gęsto. Prawda jest też taka, ze za niektórymi towarami się stalo, ale inne moża bylo dość łatwo kupić, ot chocby te cukierki. To odnośnie lat 85/86-89. Na pewno nie ma co porównywać z czasami dzisiejszymi, ale trzeba spojrzc troche bezstronnie.
Oj Vesper się nasłuchała opowieści swych wujków milicjantów na dobranoc, tyle tylko, że tych "do poduszki" ;)
A propos milicji, pijaństwa na służbie i wujków. Mój w latach 80 pracował w regionalnym browarze (który istnieje do dziś, tyle że już dawno wchłonięty przez KP). Ranna zmiana zaczynała się o 6, do 10 mało kto już na nogach stał, majster po 8 już nawet nie wychodził z pokoju, bo dawał równo w palnik. Co ma do tego milicja? Otóż była częstym gościem w Browarze. Bynajmniej nie po to, by kogoś częstować alkomatem...
Jak niebieskie chłopaki (zaprzyjaźnieni z kim tam trzeba w Browarze) przyjeżdżały na miejsce z miejsca dostawali skrzynkę piwa, którą ładowali do bagażnika i wyjeżdżali na miasto. Nieraz było tak, że ze 2 piwa robili z majstrem zmiany, po czym oczywiście ładowali się za kierownice i ruszali na patrol. I takich milicyjnych ekip zaopatrujących się w piwo było kilka. Że oni niby w domu to wszystko pili? Taaa, jasne ;)
Mam 25 lat więc PRL znam tylko z opowiadań, bo sama nic nie pamiętam. Ale jeśli chodzi o milicję, to mój dzidek był bardzo nie wygodny dla władzy, gnębiony nie tylko on ale i mój tata i jego rodzeństwo, no i jak dziadek milicjanta ze schodów zrzucił, to dopadli mojego ojca. Nigdy go nie widziałam bez brody, bo tak mu twarz urządzili, że po prostu zakrywa blizny, nie mówiąc juz o tym co ma na plecach...