Reżyser b. dobrze potrafił pokazać skomplikowaną i trudną technicznie historię (nakładanie się dwóch planów czasowych i całkiem zakręcona, jak się okazuje, intryga), a przede wszystkim nadać filmowi kapitalny nastrój – autentyzmu ówczesnego życia i układów / układzików od góry do dołu i jednocześnie jakiejś odjechanej metafizyki, z Ananke w tle.
Natomiast twórca zdecydowanie przesadził z wylewająca się z ekranu brzydotą, brudem, dominującym tam wszędzie błotem, dziadostwem i menelstwem. Rozumiem, że akcja toczy się w latach 70-tych i 80-tych, dotyczy i tak biednych i byle jakich czasów, a do tego zapyziałej prowincji i ludzi raczej z marginesu (wiejski bimbrownik w drewnianej chałupie z żona dziwką plus przegrany facet ubiegający się o pracę w PGR-rze na zadupiu). Także sposób zachowania i picia przedstawicieli władzy został wyolbrzymiony – tak się zachowywano, owszem, ale nie „przy ludziach” i przy czynnościach urzędowych. W PRL trochę dbano o pozory, a generalnie nawet przy ostrym piciu przestrzegano nieco form (w sumie w filmie wyszło, że Środoń z Dziabasem chlali bimber kulturalniej, niż milicjanci żłopali wódę;).
Można było to zrobić w sposób realistyczny, czy wręcz naturalistyczny, ale bez aż takiego epatowania brzydotą i turpizmem na każdym kroku. Recenzent wręcz napisał, że po seansie miał ochotę się wykąpać, tyle tego paskudztwa kapie z ekranu i tu się z nim zgodzę (nie zgodzę się w kwestii „Fargo”). Nadmiar brzydoty i przesada w pewnym momencie psuje cały ten realizm i od pewnego momentu w film trochę trudno się wczuć, ogląda się go jakby z góry i z oddali, a szkoda, bo najlepsza jest po tym wszystkim końcówka.
Tyle na gorąco. Obraz bardzo dobry, lecz trochę wstyd go będzie, cholera, pokazać za granicą ;D
Zgadzam się w zupełności z tym co napisałeś. Właśnie jestem w trakcie oglądania i musiałam przerwac na chwilę, bo zwyczajnie robiło mi się niedobrze od tego wszystkiego i nastąpił u mnie ten moment, który świetnie opisałeś "trudno się wczuć, ogląda się go jakby z góry i z oddali".
Są dwie możliwości, albo autor chciał maksymalnie obrzydliwie pokazac czasy komuny, albo turpizm to jakaś jego osobista perwersja.
Sama jestem ciekawa jednak, jutro koniecznie muszę zapytac mamy, czy znała jakichś ludzi z PGR-ów, czy widziała ich domy, czy rzeczywiscie był mieli tak brudno. Mama wychowała się w wiosce gdzie były tylko gospodarstwa indywidualne (gdzie ja spędzałam u dziadków wakacje i ferie, pamiętam, że ludzie mieli bardzo czysto w domach, bardzo tak ludowo,słomianki, święte obrazy, kozetki, bieżniki, niezapomniane makatki:) http://www.pantuniestal.com/wp-content/uploads/2007/09/bobry_soliichleba.jpg, biedy też u rolników nie było, a pili kulturalnie w Gospodzie), w pobliskiej gminie był zapewne PGR, zapytam, może coś wie.
Język też mi coś podpadał, też zapytam mamy, bo coś mi się wydaje, że jakoś za współcześnie klęli:D
Co do milicjantów, masz rację, mój wujek pracował w MO, był starszym sierżantem, oni owszem pili, ale tak, że nie było nic po nich widac i tak jak napisałeś nie przy czynnościach urzędowych.
Teraz się pogorszyło, bo komendant Policji, który pił z moim szefem, potrafił schlac się jak świnia i wsiąśc do samochodu, na szczęście szef dzwonił po jego kolegów, żeby go eskortowali.
Po dalszych wrażeniach jeszcze tu wpadnę:)