Jeśli tak ma wyglądać odrodzenie polskiego kina, to chyba nawet wolałem je w fazie umierania... Smarzowski ma chyba jakieś problemy z samym sobą, bo w filmie nie rzuca się w oczy nic poza drastycznymi scenami i wódką, która była nieodłącznym bohaterem każdej sceny filmu od początku do końca(bo przecież ludzie to maszyny i bez problemu wypiją po kilka butelek na głowę w 1 wieczór...)