późniejszych), ale nic mnie do tej pory nie przygotowało na "House". Zacznijmy od tego, że film
ma ciężki do opisania klimat. Przez pierwsze pół godziny to lekko surrealistyczna komedyjka o
nastolatkach. Potem nagle zaczynają nas atakować z ekranu latające odcięte głowy i mordercze
fortepiany, a pokoje zaczynają wypełniać się krwią. Ale to nie w tym rzecz! Rzecz w tym jak to jest
nakręcone. Już po kilkunastu minutach widzimy, że montaż do standardowych nie należy -
spowolnienia, przeskakiwanie klatek, cofanie, zapętlanie - a to wszystko po to, żeby film był
jeszcze dziwniejszy. Całość uzupełnia wesoła muzyczka pachnąca hipisowskimi klimatami lat
60-tych i 70-tych, która do horroru pasuje jak pięść do nosa, ale przy tej pokręconej konwencji
nawet nie kłuje w oczy. Całość lepiej odbierać jako surrealistyczną zabawę z konwencją niż kino
gatunkowe.