Bardzo rzadko piszę takie teksty, ale obawiam się, że jeśl komukolwiek się ten film podoba, to nie najlepiej to o nim to świadczy. Dziura na dziurze. Dlaczego ktoś kamieniem wybija szybkę w wozie opancerzonym? Dlaczego odcięta głowa Sola krzyczy? Skąd w skrzyni Bentley? Dlaczego Bentleya da się dogonić i wyprzedzić przez zdezelowane motorynki? Dlaczego tenże Benltey jadąc po prostej drodze, zawraca na niej i jedzie już po innej? Skąd benza za murem? Skąd prąd na wyspie, pomimo tego, że było poowiedziane, że tam go nie ma? Skąd tam puszki piwa? Skąd tam rycerze i dlaczego akurat rycerze? Skąd mieli te ciuchy? Dialogi są koszmarnie drewniane. Nawet nie są śmieszne. Są smutne. Reżyseria jest fatalna. Film się nie klei i się dłuży. Jeśli ktoś tego nie widzi, to albo jest bardzo, bardzo młody, albo: patrz wyżej. Ten film to kinematograficzne marzenie dwuastolatka który na ekranie chce widzieć krew, bezkompromisowe dialogi, pościgi, krew, flaki i krwe. Nie wymaga natomiast żadnej spójności scenariusza. Obrzydliwy gniot. Film przypomina grę komputerową w której główni bohaterowie odwiedzają kolejne lewele, a to dzikich punków, a to rycerzy. Ludze, szkoda życia na takie g. Lepiej iść na spacer.