Pierwsze co przychodzi mi na myśl, kiedy próbuje coś napisać o tym filmie to... CHAOS. Oglądając film mam wrażenie jakby twórcy filmu nie wiedzieli co chcieli w nim pokazać. Mamy tu kobietę obdarzoną darem jasnowidzenia, wychowującą samotnie trójkę dzieci, która po stracie męża oddaliła się od dzieci, zamyka się w sobie kumulując cały swój żal i ból utraty bliskiej osoby, bo uważa że tak należy stworzyć im normalne dziciństwo. Lecz musi zrozumieć, że jest czas, aby wypłakać się przed światem, a także to że nie tylko ona cierpi, ale również jej synowie i razem muszą odnaleźć droge do normalnego życia. Wydaje się, że będzie to jeden z ważniejszych wątków - niestety stało się odwrotnie. Główną osią tego filmu jest właśnie dar jasnowidzenia, czyli reklama mająca przyciągniąć widzów gustujących w produkcjach typu "Z archiwum X". Rzeczy nadprzyrodzone zawsze dobrze się sprzedają i o tym wiedzieli producenci filmu. Obraz ten to czysta komercja z szadblonowymi, banalnymi, dla każdego zrozumiałymi symbolami i rozwiązaniami. Nie mogło zabraknąć tu talii kart z dziwnymi symbolami, proroczych snów, które miały na celu przekonanie nas że Cate Blanchet jest prawdziwym jasnowidzem. Ja jednak użyje sformułowania: kiepską wróżką. Moim zdaniem jeśli Bóg, chciałby aby bohaterka i wielu jej podobnych ludzi na całym świecie posiadało jakiś nadzwyczajny dar to nie potrzebne byłyby jej żadne ludzkie gadżety (dobrze że chociaż nie było tu żadnej 'magicznej' kuli), tacy ludzie, jeśli tacy są, mieli by to w sobie. Wracając jednak do CHAOSU filmu, mam tu na myśli również postacie drugoplanowe, czyli jakże doborową obsade (Swank, Reeves, Ribisi) odgrywającą tutaj rolę mięsa armatniego, mające zagmatwać nieskomplikowaną fabułę i stworzyć nam zagadkowy krąg podejrzanych. W efekcie obojętne mi było zakończenie i rozwiązanie problemu pt. "Kto zabił Jessice King?" Z aktorów jedynie zapmiętam Keanu Reeves'a (nie jako postać samą w sobie tylko jako "K. Reeves - naprawde zły Facet) oraz jego cynicznego adwokata Weems'a zagranego przez Micheala Jetera. Dobrze, że film nie jest traktowany jako horror czy thriller, bo musiałby zostać okrzyknięty najgorszym w swoim gatunku. Szczypty napięcia nie dodają, ani zamglone, zalesione obszary miasteczka (głównie drzewa i jeziora), ani muzyka - która, z tego co sobie przypominam ograniczała sie do gwałtownego 'krzyku' lekkiego tonu melodii, tak popularnego w kiepskich horrorkach (Screamy, Koszmary...). Podsumowując film nie jest wart obejrzenia, ze względu na nieciekawy, stereotypowy scenariusz, takież same postacie (nie dajcie się zwieść nazwiskom z obsady), scenografię oraz muzykę - lub raczej jej brak.
P.S. Do panów dystrybutorów: 'Gratulacje' za pełen 'mistycyzmu' oraz elokwencji polski tytuł; pokazaliście na co was stać (ang. Gift).