Drakula pod zielonkawą zasłoną dymną, skrywa jakże ludzkie pragnienia: tęsknotę, strach, miłość, pożądanie. Z jednej strony odrażający, siejący lęk, lecz z drugiej wciąż zdruzgotany utratą ukochanej. I nawet wieki całe nie uleczyły jego złamanego serca.
Wspaniały portret wampira, jakże różny od tego lansowanego przez współczesną X-Muzę. Warto wracać do klasycznego filmu Coppoli, by przypomnieć sobie, że wampir to nie jest wcale rozhukany nastolatek, z idealnie wyrzeźbionym torsem, i zestawem pięciu rozmarzonych spojrzeń.
Mnie chyba szczególnie urzekła scena przemiany. Cóż za ogień! Fantastyczna chemia pomiędzy Oldmanem i Ryder. Aż się prosi, żeby paru amatorom zaproponować kilkukrotne odtworzenie tego wyjątkowego momentu w filmie "Drakula".
Oczywiście nie mogę pominąć doskonałej muzyki Wojciecha Kilara, budującej całą atmosferę.
Niewątpliwie arcydzieło wśród filmów o tematyce wampirzej. Doskonały przykład na to, że te demoniczne pociągające postacie z piekła rodem, można pięknie zaprezentować.