Oglądanie tego filmu jest jak patrzenie na rozkładającego się truposza. Film wygląda w zasadzie jakby był stary już w momencie, w którym powstał. Efekty specjalne były niespecjalne. Wiem, że mogło nie być możliwości, funduszy czy czegoś tam, żeby zrobić z tego cukiereczek dla oka, ale wierzę w wyobraźnię i kreatywność ludzi pracujących w przemyśle filmowym. Subtelniejszymi metodami da się często osiągnąć lepszy efekt niż pokazując wszystko jak leci, więc nie uważam żeby pokazywanie każdej poszczególnej transformacji Draculi było konieczne. Być może uwagę od tego odwracają nadobne niewiasty wijące się w spazmach rozkoszy pojawiające się w co drugiej scenie. Obawiam się jednak, że ten efekt działa tylko na męską część widowni. Ale uwaga panowie, bo od zbyt długiego oglądania orgii można dostać paraliżu twarzy jak biedny Keanu Reeves (A może miał to od początku...?). Dla pań niestety nie ma tego zbyt wiele, no może za wyjątkiem wilkołaczej postaci Draculi, pod warunkiem oczywiście, że rzeczona pani jest fanką wyjątkowo obwitego zarostu u mężczyzn. Co do kostiumów... Pominę Lucy pomykająca w nocy po ogrodzie w kiecce prosto ze współczesnej reklamy perfum, ale Gary Oldman ośmieszający siebie i swoją rolę w tej peruczce to naprawdę przykry widok. Warstwa fabularna też trochę uboga. Fajna postać Van Helsinga dostała za mało miejsca w filmie. Najwięcej czasu zabrał poboczny wątek Lucy, przez resztę czasu Dracula goni za swoją utraconą miłością, czyli wyjątkowo niezdecydowaną i niekonsekwentną lalunią. Zakończenie czyli zwycięska siła miłości, tęcza i jednorożce wyjątkowo niepasujące do klimatu.
Nie da się ukryć, że "Dracula" mógłby być zrobiony lepiej. Film jest przede wszystkim widowiskiem dlatego ważne jest to co się pokazuje, a to czego się nie pokazuje nawet ważniejsze. Tutaj to co zostało pokazane wyglądało wyjątkowo kiczowato, a puszczenie sztucznej mgły w tle nie wiele pomogło. Postawienie na wyrazistość było błędem. Nie daję żadnych dodatkowych punktów za samo to, że film jest klasykiem (czytaj jest stary). Coś co dziś wchodzi do kin również może być kiedyś obwołane klasyką kina grozy. Kiedy to się stanie również nie będę podnosić oceny. Minusem jest też spłycenie charakterów ważnych postaci. Ukochanej Draculi wyraźnie brakuje ikry, a Jonathan przez sporą część filmu zachowuje się jak warzywko (co właściwie odpowiada standardowemu zakresowi mimiki twarzy Reevesa).
To tyle narzekania, teraz trochę pozytywów. Fajne jest to, że film nie hołduje popularnemu ostatnio wizerunkowi wampira jako wymuskanego chłystka, który błyszczy w słońcu i żywi się Kinder Bueno. Postać Draculi była dobrze rozwinięta. Tajemnicza, groteskowa, niebezpieczna - taka jaka powinna być. Również Van Helsing był bardzo udaną postacią i zdecydowanie powinien odgrywać większą rolę. Poza tym niezła gra Oldmana i Hopkinsa. Film może poszczycić się też całkiem przyjemnym klimatem grozy, w tych momentach, kiedy akurat nie rozwalają go takie cuda jak peruczka czy włochaty kulfon w roli wilkołaka. Ogólnie "Draculę" należy oglądać z przymrużeniem oka i raczej jako ciekawostkę. Nie jest to żadne arcydzieło, ale coś w tym jednak jest takiego, że dobrze przynajmniej mieć to na liście obejrzanych.
Całkowicie się z tobą zgadzam i trochę zaskakuje średnia na FW.Wedlug mnie Drakula Coppoli jest słabsza w porównaniu z wczesniejszymi.Ale podobało mi się,ze pokazano Drakulę jako takiego potwora co ma jeszcze jakieś uczucia.Mi również podoba się gra Oldmana i Hopkinsa,reszta to ujdzie.