Wszystko się kiedyś zaczyna a także i kończy. Nie inaczej jest z serią Dragon Ball. Pierwsza seria nie była wielkim dziełem lecz rozwijała się. Coraz poważniejsza akcja, coraz lepsza grafika. Kolejna część to już był ostry progres w górę, bardzo dobra akcja, postacie, muzyka i grafika, a to wszystko posypane nieodłącznym Toryiamowskim humorem. To zaowocowało taką a nie inną popularnością. Niestety nic nie trwa wiecznie i kiedyś seria musiała tracić rezon. Powoli zaczęło coś kuleć w ostatniej sadze serii Z. Powiewało nudą, dłużyzną i schematem. Mimo wszystko jednak udało się zamknąć wszystko w "miarę" logiczny i spójny sposób. W tym momencie wszyscy związani z tworzeniem tego anime powinni zgodnie ustalić że to koniec. Nie dla tego że nie dało się tego już ciągnąc, bo pewnie z powodzeniem coś by się wymyśliło. Mianowicie dlatego że dalsza praca tych ludzi na czele z Toryiamą niczego dobrego nie wniesie. Końca jednak nie było i się na to nie zanosi. Kolejna seria DBGT, to już był wyraźny sygnał że coś poszło w złą stronę. Niestety nikt się nie dopatrzył co i pomimo tego że najnowsze filmy kinowe niejako odcinają się od serii GT to nie są wiele od niej lepsze. Poziom graficzny pomimo upływu czasu poleciał na łeb na szyje. Rysunki postaci są makabryczne. Efekty komputerowe zastąpiły starą dobrą szkołę animacji, co z powodzeniem obrzydziło obraz. Stare postacie są całkowicie szablonowe. Film Battle of Gods ma jedynie powiew starej serii za sprawą kilku humorystycznych scen. Lecz to zdecydowanie za mało. Większość fanów pokochała serię DBZ za jej kapitalną akcję, epickość, dramat, a nie za gagi które były jedynie dodatkiem. Tak więc podsumowując twórcy najnowszego filmu o smoczych kulach nie wyciągnęli żadnych wniosków z historii brną w kolejną złą uliczkę rozmieniając się na drobne. Patrząc z perspektywy niestety od czasów świetności serii twórcy, jacy by nie byli, stopniowo zaniżają poziom legendarnej serii.