Choć wizualnie film oczarowuje, historia miłości Elizabety i Drakuli zostaje potraktowana jak szkic – kilka migawkowych scen nie wystarczy, by zbudować więź między widzem a bohaterami. Elizabeta nie jest pełnokrwistą postacią, a symbolem – przez co jej śmierć nie uderza z siłą, na jaką zasługiwałaby taka tragedia. To opowieść bardziej o jego bólu niż ich miłości.