niedaleko mu było do gniotu. Dużo gorszy od pierwowzoru, zarówno pod względem fabularnym jak i wykonania. Dredd cały czas z miną jakby narobił w pieluchę - zamiast stworzyć własnego Dredda, ten latał przez cały film z nieudolną wymuszoną miną Stallone'a... żenada. Nie polecam !!
Załamałeś mnie. To jest dokładnie taka mina jaką zawsze ma w komiksach. Cały film miał hełm na głowie więc niby jak kopiował Stallone'a?
Może inaczej. Po prostu nie pasowała mi ta mina do niego. SS wygladał naturalnie z nią :D Tak czy siak film lekko do bani
Sam jesteś lekko do bani. Film jest świetny a to, że według ciebie Urban wygląda źle z grymasem na ustach a Stallone dobrze tylko świadczy o tym, że masz sentyment do tej durnej bajeczki z lat 90. Urban ma taki a nie inny wyraz twarzy oraz nie zdejmuje swojego hełmu w przeciwieństwie do SS bo wiernie odtwarza postać z kart komiksu.
A teraz słuchamy - co w tym filmie jest niby do bani? Argumenty.
Skoro poprzedni Dredd to była bajeczka (bo w sumie była) to ten czym jest? Bo ja tu widzę kolejną bajeczką, tyle, że poprzednią oglądało się z większą przyjemnością. Jeśli już odświeżają taki film mogliby zrobić to porządnie, a wg mnie jest tylko gorzej. Fabuła "starego" Dredda nie była skomplikowana, ale napewno lepsze od tego.. no i samo wykonanie. Komiksu nie widziałem na oczy, więc oceniam jak powinienem, czyli film a nie zgodność z kolorowymi obrazkami.
Film o walce z kryminalistami brutalnie mordującymi ludzi i żyjącymi ze sprzedaży narkotyków nazywasz bajeczką? Rzeczywistość wtedy jest gdzieś... daleko.
To jest adaptacja komiksu, i ma tu to znaczenie bo zarzucasz Urbanowi, że kopiuje Stallone'a, a jest to nieprawda. On wiernie odwzorowuje komiksowy pierwowzór bo to w końcu jest na jego podstawie.
I co w filmie jest złe? Dalej lecą bezzasadne ogólniki byle aby się przyj3bać.
Ale taki film właśnie jest. Nie ma się do czego doczepić bo jest bezpłciowy. Kilka strzelanin z bandziorami. Cała esencja tego filmu. Sxcenariusz napisany na kolanie przy sraniu. Rzeczywiście jest czym się zachwycać. A tu ocenia się filmy, a nie jego wierność w odwzorowaniu do komiksu. To może stanowić jedynie dodatek, ale nie powinna wpływać na ocenę filmu. Konkretów nie otrzymasz, bo w tym filmie nic konkretnego nie było
"A tu ocenia się filmy, a nie jego wierność w odwzorowaniu do komiksu"
Ale nie o to chodzi, jeszcze raz: "o jest adaptacja komiksu, i ma tu to znaczenie bo zarzucasz Urbanowi, że kopiuje Stallone'a, a jest to nieprawda. On wiernie odwzorowuje komiksowy pierwowzór bo to w końcu jest na jego podstawie."
Twój zarzut względem Urbana został obalony.
"To może stanowić jedynie dodatek, ale nie powinna wpływać na ocenę filmu"
Co ty bredzisz? Jeżeli ktoś zna komiks to ma prawo ocenić film względem niego, a poza tym to jest nieuniknione jak zna się materiał źródłowy. Ty nie znasz wiec ty nie oceniasz pdo tym względem.
Do kwestii komiksów nie będziemy już wracać - masz to jak w banku.
"Sxcenariusz napisany na kolanie przy sraniu."
Chyba twoja wypowiedź. Taka krótka a ma literówkę i błąd bodajże składniowy.
"Konkretów nie otrzymasz, bo w tym filmie nic konkretnego nie było"
Prawidłowa odpowiedź to: nie masz argumentów i tyle. Film nie jest bezpłciowy, zaprzecza temu zabawa obrazem i filtrami filmu (zwróć uwagę na koloryt obrazu zwłąszcza przy używaniu slo-mo czy zamykaniu budynku >wszystko czerwone<). To jest film akcji i po prostu nie rozumiesz konwencji. Jak na film tego typu to dostajemy dużo strzelanin, i to takich z głową. Dredd nie pcha się na linię ostrzału, ma taktykę i dlatego wygrywa. Dodatkowo mamy pokazaną brutalną wizję przyszłości, widzimy jak bardzo bezkompromisowi muszą być sędziowie by zaprowadzać porządek, zwłaszcza widać to w scenie kiedy Dredd wymusza na Rookie zabicie przestępcy. Inna warstwa: krytyka działalności sędziów, Anderson odchodzi bo uważa, że w pewnych sytuacjach ludzie nie powinni być osądzani za swoje czyny bo nie mieli pozostawionego wyjścia - i chodzi tu o postać informatyka. Pzoa tym film ma inteligentne motywy jak np. [SPOILERY]pistolety sędziów, które wybuchają gdy za spust pociągnie niewłaściwa osoba albo końcówka - Dredd nie daje się oszukać Ma-Mie bo wie, że mały detonator nie ma dużego zasiegu więc ją wywala za okno - świetne nawiązanie do początku filmu, gdzie mama potraktowała tak tych trzech kolesi. Ogólnie film ciekawy, ze świetnie nakreślonym światem przysżłości post-apokaliptycznej. Ludzie żyjący 'gęsto' ściśnięci w miastach, co powoduje nasilenie się przestępczości, powstanie mutantów na skutek promieniowania zapewne. Film jest dobry, po prostu nie podaje wszystkiego na tacy. Poprzednia wersja to po prostu durna bajeczka, która z rzeczywistością nie ma niczego wspólnego. Po prostu są pokazane jakieś zamieszki i to tyle. Film z 95 nie ma niczego ciekawego do zaprezentowania; motyw z klonowaniem jest durny i naciągany a fabuła poelga głównie na tym, że Dredd jest ścigany i musi naprawić swoje imię. Aha, i nie powiesz mi, że Rob Schneider był zabawny...
Z tym kopiowaniem miny się zgodzę. Myliłem się ,gdyż nie wiedziałem jak było w komiksie. Co do znajomości źródła, uważam, że powinno się zachować dystans. Nawet jeśli film różni się od komiksu, książki itd., oceniamy tu filmy. Ta zaczepka o literówkę jest trochę śmieszna z Twojej strony :/ A reszta? Twój argument, że Dredd nie wychyla się, bo ma taktykę. Dredd ma inteligentny pistolet. Wybacz, ale to wszystko tak proste motywy, że można znaleźć takowe w filmografii S.Seagala lub gorszych produkcjach. Na tacy to jest podane wszystko, więc nie myśl, że odkryłes w filmie jakieś głębsze treści. Poprzedni Dredd nie był również czymś specjalnym, ale jak na takie kino, bardziej przyjemny dla oka. Heh... Rob rzeczywiście nie był śmieszny, ale lepiej za to wypadł Armand Assante jako czarny charakter.
ale spinasz :) wyluzuj troche :) bobo303 ma swoja racje, jak kazdy na tym forum. jednemu sie podoba, drugiemu nie :) pozdrawiam
To nie jest kwestia komu się podoba, komu nie, tu się toczy dyskusja na temat poziomu filmu (w końcu to forum DYSKUSYJNE), który jest o wiele wyższy niż 4/10. Ale jak zawsze ktoś musi dowalić swoje niepotrzebne 3 grosze :P
dla mnie 4/10 to calkowite maximum :) ale oczywiscie szanuje Twoja ocene :) pozdrawiam
Ja obejrzałem obydwa filmy jeden po drugim i niestety albo stety wersja ze Stallone bardziej przypadła mi do gustu ... Nie będę tych filmów porównywał z komiksem ponieważ nie miałem go w ręku. Zacznę od głównych bohaterów. Uważam że obaj aktorzy zagrali dobrze swoje role ale każdy z nich w inny sposób bo i wizja reżysera była inna. Stallone to Dreed który posiada twarz ... poznajemy jego osobowość, jego wrażliwość. Urban to zupełnie inny Dreed ... bez twarzy, bez osobowości ... nie widać w nim uczuć. Czasem wydawać się może że to robot zaprogramowany tylko w jednym celu. Jeśli chodzi o czarne charaktery to zdecydowanie lepiej w tej roli sprawdził sie Armand Assante ... był bardziej szalony co czyniło go bardziej przerażającym. Lena Headey zagrała swoją role troszke ospale ... Tak jakby to nie ona tym wszystkim rządziła.
Co do scenariusza? hmm Oba scenariusze do arcydzieł sie raczej nie zaliczają ale mimo wszystko opowieść z 1995 była dla mnie ciekawsza.W nowej wersji Dreed'a wszystko zostało hermetycznie zamkniete w dużym blokowisku (raczej bloku)... Niby olbrzymi budynek ale tak naprawdę tego nie czuć ... W starej wersji można było zobaczyć te gruzy Nowego Jorku ... Miasto było bardziej otwarte i mogliśmy sobie wyobrazić jego cały wygląd.
Podsumowując starsza wersja była dla mnie bardziej ciekawa pod względem ukazanego Mega City One jak i również ciekawszej gry aktorskiej czarnego charakteru.
Masz rację co do wierniejszego oddania klimatu komiksu w tym nowszym Dreddzie, niemniej osobiście przyznam się, że tego ze Stallone oglądało się po prostu lepiej i nie wypowiadam się jako osoba komiksów nie czytająca, a wręcz przeciwnie. Praktycznie wyrosłem na ich lekturze, na Dreddzie między innymi. Stąd wiem jaki klimat panował w "rysunkowym oryginale" i przyznaję, że nowszej wersji do niego bliżej. Problem jednak w tym, że tę nowszą wersję ja sam obejrzałem do końca jedynie i wyłącznie z samego sentymentu do postaci. Karl Urban tak naprawdę nie miał tu wielkiego pola do popisu, bo jak słusznie zauważyłeś, mimika Sędziego w komiksach praktycznie nie istnieje, od początku jest to ta sama, wykrzywiona grymasem bezwzględności mina bezlitosnego egzekutora, zawiódł chyba jednak reżyser ze swoją wizją ulokowania go w całej akcji. Oglądając film miałem wrażenie, że Sędzia Dredd jest w nim postacią drugoplanową! Sposób pokazywania akcji, zbliżenia i najazdy kamery jakby bardziej na pierwszy plan wysuwają Rekrutkę, która przecież miała być jedynie "osobą towarzyszącą" na tym "balu". Oczekiwałem filmu, którego fabułę i akcję zdominuje twardy i bezwzględny Sędzia Dredd, tymczasem w większości ujęć widać go gdzieś tam w tle, poruszającego się zresztą niczym mucha w smole - przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie. Są filmy, do których wiele razy chętnie wracałem, choćby taki Oldboy, czy nawet Ksiądz, w nowym Dreddzie nie znalazłem niczego, co mogłoby mnie do tego skłonić.
PS. BBRodriguez, nie wytykaj mi proszę ewentualnych literówek, bez względu na długość mojej wypowiedzi, wytknąłeś je bobo303, a sam nawaliłeś ich znacznie więcej. Pozdrawiam.