Film mega kozacki, po zapowiedziach i trailerach nastawiałem się na gniota, a dostałem
jeden z najlepszych filmów roku. Świetne efekty, świetna akcja, bardzo dobre aktorstwo
(Karl Urban jest mistrzem) i GENIALNY soundtrack. Nie ma nic lepszego niż
elektroniczne bity przy takich kozackich scenach jak ta z odpaleniem pocisku ogniowego,
a gdy pojawił się Vitalic to aż mi szczena opadła :) Teksty Dredda miażdżą, bardzo
ciekawa postać mutantki, świetne sceny z slow-mo. Jest tylko jeden problem, nie wiem
który film jest plagiatem którego, bo istnieją różne wersje tej sytuacji, ale Dredd ma
praktycznie identyczną fabułę co Raid i tu nie chodzi o sam koncept, ale i poszczególne
sceny, jak Dredd wbił pod koniec do laboratorium gdzie wytwarzano narkotyki to od razu
się nasunęło na myśl, że to nie przypadek i coś tu jest nie tak. Myślę, że ludzie którzy
Raidu nie oglądali będą czerpać większą przyjemność z Dredda, obydwa filmy są
rewelacyjne, ale praktycznie identyczne, ja na seansie miałem nieustające wrażenie
Deja Vu. Mimo wszystko w kategorii kina akcji film genialny, mocny, brutalny, bez
niepotrzebnych wątków. I przede wszystkim: bardzo dobra podstawa pod całą wersję
filmów o Dreddzie, bo wbrew pozorom ten był bardzo skromny i oszczędny, a ta postać
zagrana przez Karla zasługuje na naprawdę wysokobudżetowe widowisko. Polecam!
Chociaż efektów 3D to było niestety mało, tu się nieco zawiodłem.
"Mimo wszystko w kategorii kina akcji film genialny, mocny, brutalny, bez
niepotrzebnych wątków. I przede wszystkim: bardzo dobra podstawa pod całą wersję
filmów o Dreddzie, bo wbrew pozorom ten był bardzo skromny i oszczędny, a ta postać
zagrana przez Karla zasługuje na naprawdę wysokobudżetowe widowisko."
Może lepiej niech nie będzie to wysokobudżetowe widowisko, bo będzie się musiało zwrócić, z to z kolei rodzi pewne obawy co do jakości. Tutaj podobało mi się, że Mega City one nie było pokazane w całej krasie w modnymi ostatnio "przelotami" przez ulice miasta by pokazać jego obraz, tylko widokówka z panoramą miasta a co jest w nim to już sam musisz sobie wyobrazić.
Mnie osobiście powoli zaczynają drażnić efekty specjalne nastawione na widowiskowość i wszystkie te mega produkcje setki milionów.
Dałem Dreddowi 8 bo był bliski komiksowej wersji i nawet nie próbował naśladować nieszczęsnej wersji ze Stallonem. To co ludzie tutaj wypisują jako minus dla mnie o dziwo jest plusem. Plusem jest, że film nie ma fabuły, plusem jest, że nie ma żadnych wątków miłosnych, plusem jest że nie ma dowcipków, plusem jest, że nie ma żadnego rozwoju postaci czy głębszej filozofii przekazu.
Oglądając film czułem się jakbym czytał po prostu jeden z komiksów o Dredzie w którym wiadomo jak to się wszystko skończy pytanie tylko ilu ludzi zginie po drodze.
Tak wiec dla mnie ta konwencja jest znacznie lepsza od konwencji widowiskowej którą mieliśmy okazje oglądać choćby w Wolverine, gdzie z komiksowego dzikiego zwierzęcia twórcy zrobili kolesia który szponów używa do niszczenia umywalek.
Pisząc wysokobudżetowe widowisko miałem na myśli ogromną rozpierduchę już w mieście przez cały film, w stylu pierwszej akcji na motorach, a nie tylko w ciasnych korytarzach.
Moim zdaniem jednak Sędzia Anderson przeszła w tym filmie pewien rozwój jako postać. Na początku było widać jak bardzo się denerwuje i ma wyrzuty sumienia kiedy musi wykonywać egzekucje itd. Nie jest też pewna podejmowanych przez siebie decyzji taktycznych, nawet jeśli postępuje słusznie. W towarzystwie Dredd'a uczy się jednak pewności siebie i zwyczajnego profesjonalizmu w swoich działaniach.
Czyli po prostu warto pójść do kin ze znajomymi i paką pop-cornu i oglądać zayebiście zrealizowaną, kolorową i brutalną jak cholera rozpierduchę?
Akcja filmu rozgrywa się cały czas w jednym miejscu. Moim zdaniem takie filmy ( z nielicznymi wyjątkami) są strasznie nudne, przewidywalne. Zero fabuły.
Tak ale to są wyjątki. Gdy mamy jedno miejsce potrzeba więcej aktorów i bardzo dobrego scenariusza, dużo dialogów, ciekawej fabuły. W Dredzie tego zabrakło.
Oceniłem na razie jeden film z Bollywood więc nie masz czego się obawiać. Muszę jednak przyznać, że tam robią teraz wiele dobrych filmów. Szkoda tylko, że coraz bardziej naśladują Hollywood.
Z tym, że jeden to typowe kino azjatyckie, a drugi jest zrobiony dla jaj. Ten to w 100% poważny akcyjniak żywcem wyciągnięty z lat 80 z twardym, kozackim głównym bohaterem, który zamiast mówić masakruje dziesiątki przeciwników, a jego teksty są tak suche, że gdy coś powie, to automatycznie szczery banan się na twarzy pojawia.
w grze o tron jest bardziej podla ;) do tego tutaj stracila caly sexapil ale i tak daje rade