Japońskie kino drogi, ocierające się o nurt moralnego niepokoju, symboliki i smaku przejrzałej wiśni, przyprawionej nutą goryczy. Z ekranu zalewa widza ból duszy każdego z bohaterów, a wszystko to w rytmie monotonnej recytacji z zakresu klasycznej literatury rosyjskiej. Ja miałem ochotę głównemu bohaterowi strzelić ze dwa razy po pysku, aby się obudził.
Jako fan kina dynamicznego, straszliwie się umęczyłem.
Gdyby to nie było tak potwornie rozwleczone, to mielibyśmy arcydzieło, ale przejazd tunelami, który trwa z 7 minut przyprawił mnie prawie o atak epilepsji.
Zdecydowanie dla fanów finskiego baletu, szwedzkiej szkoly filmowej z lat 60., oraz dla pryszczatych intelektualistów, chcących się popisać w swoich recenzjach. Ja nie jestem w żadnej z tych grup, bo ja prosty chłopak ze wsi.
Dobrze, że w toalecie nie był papier toaletowy zabezpieczony, bo przynajmniej coś wyniosłem z kina.