Film o niczym: irytująca gra głównego bohatera, zero scenariusza, facet ma majaki związane z
pobytem w obozie pracy w Birmie podczas okupacji japońskiej i nic tam tak naprawdę nie
widzimy, żadnej przemocy, żadnej pracy więźniów, tylko Anglików którzy stworzyli sobie
radioodbiornik żeby posłuchać co tam słychać na Wyspie, później po latach przyjeżdża główny
bohater do tegoż obozu i spotyka jednego z Japończyków (strażników), który tam pracował i
przedstawia mu historię jak to był tam niby prześladowany. Osoba znająca choć trochę historię
nie miałaby odwagi nagrywać takich głupot, okrucieństwo to było w Nankinie gdzie jednej nocy
Japończycy zabili 100 tysięcy ludzi,a nie infantylne kawałki o jeńcach angielskich którzy mieli
małe porcje jedzenia, przypominam że wtedy była wojna i wszyscy tam głodowali: cywile, jeńcy,
Japończycy. Nie wiem po co powstał ten film, myślę że film przepadnie w historiografii filmu, w
bazie II wojna światowa na Dalekim Wschodzie, za parę lat nikt o nim już nie będzie pisał ani
dyskutował.
Zgadzam się z Twoją opinią. Film o niczym i beznadziejnie opowiedziany. Oglądając film miałem wrażenie, że patrzę na jakąś nieudaną rekonstrukcję zdarzeń z naturszczykmi, a nie z aktorami, rodem z telwizyjnych pesudo seriali - Dlaczego ja lub Szpital.