to moim zdaniem wątek samego Derschowiza i jego pożal sie Boże pomocników. niektore momenty ukazujace śledztwo w ich wykonaniu byly kiczowate i jakby nie pasowaly swym tonem do reszty filmu.
a ta reszta to juz byla doskonała - taka chłodna, zimna, ironiczna i niejdnoznaczna. podobnie jak rola Ironsa ktory nap
trafiasz w sedno, za każdym razem gdy jesteśmy w domu Clausa i Sunny, lub Irons jest na ekranie - wszystko gra. Jednak gdy obserwujemy studentów i Silvera w akcji, robi się telewizyjna pierdoła. Aktorsko jedynie Close wytrzymywała sceny z Ironsem, reszta słabo, przeciętnie. Filmy byłby dużo lepszy, jakby zgłębili relacje Claus - Sunny, a na marginesie zostawili, prawnika (koszmarny Silver) i jego bandę pomagierów.
Tak, to musiało być celowe - zderzenie 2 różnych "światów" - jeden na poziome lepszych sitcomów, gdzie prawnicy wpadają na genialne pomysły podczas meczu koszykówki i drugi zupełnie innego świata, gdzie postępowanie Ironsa ma zupełnie inne znaczenie niż w tym pierwszym. Film bardzo dobry, role Ironsa i Close - rewelacyjne.
Pamiętajmy, że to film "na faktach". Nieprzypadkowo pokazano więc świat prawniczy w Ameryce taki, jaki widać jest! Pewnie twórca scenariusza wyczytał to między wierszami w książce Derschowiza. Potwierdza się obraz wymiaru sprawiedliwości USA znany nam z wielu innych amerykańskich filmów.