Połączenie dramatu i fantasy w efekcie idealnym! Jestem wielkim zwolennikiem kina Burtona, właściwie jego styl jest tym, co we współczesnym, nieco wtónym kinie, najbardziej cenię i szanuję. Ale tutaj geniusz reżyserski mnie całkowicie urzekł i powalił. Po pierwsze, znakomita obsada (chyba nie trzeba wymieniać nazwisk), aktorzy jednak nie kuszą może swoimi nazwiskami (choć to też w jakimś stopniu), ale sposobem ich gry. Uczestniczą w wielkiej opowieści, która jestrozczłonkowana na wiele tematycznych wątków. Od razu powiem, że czytałem książkę, na podstawie której zrobiony jest film i byłem nią nieco rozczarowany. Wiele wątków Burton dodał, wiele rozwinął, rozbudował przy tym przesłanie filmu. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest to jeden z najlepszych filmów, jakie dane mi było obejrzeć w życiu.
Po drugie, muzyka. To, że Elfman jest genialnym kompozytorem chyba każdy szanujący się fan kina wie i nie trzeba go przekonywać, ale wspaniałe zestawienie emocjonalne poszczególnym wątków muzycznych z obrazem musi budzić dodatkowy szacunek. Albo dajmy na to utwór w wykonaniu Buddy Holly'ego pt. "Everyday" w scenie przed wyznanie miłosnym bohatera jako potwierdzenie powyższego argumentu.
Po trzecie, właśnie wspomniana wcześniej magia Burtona, który czyni ze zwykłej by się mogło wydawać historii życia i umierania starego człowieka magiczną bajkę. Burton zaciera chronologię, częściowo także następstwo zdarzeń, przenosi widza w nieco inny świat niż ten, który codziennie widzi za oknem i w któym uczestniczy. A przy tym Burton wyciska łzy, oj tak, zaiste film jest momentami bardzo wzruszający (scena z żonkilami czy powrót bohatera z wojny itp.). Summa summarum, film uważam pod każdym względem za wyjątkowy i na pewno nie skończy się na kilku obejrzanych razach. Pozdrawiam!