Opowiem Wam, jak stworzono "dzieło" pt "W imię króla" - pełno spojlerów, ale nic nie tracicie:)
A zatem...
W pewnej wytwórni filmowej ktoś zorientował się, iż zostało im do wydania trochę kasy z rocznego budżetu, a do końca roku już niedaleko. Postanowiono więc na szybko nakręcić fim żeby dać zarobić aktorom, scenarzystom, charkteryzatorom, kateringowi itp itd taka premia świąteczna. Najpierw pojawiło się pytanie "kto jest wolny?". Wyszło, ze leżą odłogiem Jason Statham, Burt Reynolds, Leelee Sobieski no i Ray Liotta. Producet zapytał swych doradców co się ostatnio najlepiej sprzedawało i uzyskał odpowiedź: LORT, Breveheart i te klimaty. Producent siadł i na serwetce napisał sobie mały konspetk-pan.
1) Burt Reynolds - stary, siwy ładnie wyglądałby jako król
2) Leelee Sobieski - będzie dobrze się prezentować w zbroi (wszak wysoka jest), do tego niech będzie dziewicą jak Joanna D'ark - cool.
3) Ray Liotta - co on by tu mógł, bo na bohatera trochę za stary - niech będzie czarnym charakterem - wszak do twarzy mu w szarościach i kobaltach z tymi wściekle niebieskimi oczami.
Producent zastanowił sie przez chwię, bo po głowie kołatało m się pytanie - jak to wszystko połączyć? Poczynił pewne założenia:
1) Akcja - cos na kształ średniowiecza, ale bez żadnych szaleństw żeby nikt niezgodności z historią nie wytykał;
2) Fabuła - stary król Burt ma siostrzeńca tyleż głupiego co żądnego władzy. A że głupi to sprzymierza się z czarnym Charakterem Liottą (w skrócie CCL)ni to czarnoksiężnikiem ni to magiem. Ale władze ma żeby nie było. Żeby było straszniej damy CCL do dyspozycji wojsko posłusznych potwórków (podobnych do tych z OTR - przeciez tak się podobały)i niech pracują w jakiejś dziwnej kopalni. Po co? Czy to naprawdę takie wazne? CCL steruje siostrzeńcem króla żeby zdobyć władzę. Chwila, chwila ktoś musi uratowac królestwo. Przeciez dobro musi zwyiężyć. Czy jest na sali bohater? A jakże Jason Łysiejący Statham (w skrócie JŁS) - niech będzie farmerem (ludzie się z nim będą identyfikować), damy mu żonę i syna, którego będzie raczył mądrościami na temat uprawy pól. No tak, ale dlaczego JŁS będzie chciał ratować królestwo? No jasne! CCL utłucze mu syna i porwie żonę. Proste nie?:) Ale gdyby miał wątpliwości czy ją odbijać (moze zrzędliwa była?) zróbmy go zaginionym synem króla. O! Jeszcze znajdźmy tylko fuchę dla LeeLee, coś musi robić. Córką króla być nie może, bo zablokuje sukcesję syna, a ozdoba filmu musi być. Niech zatem zostanie córką...ale nadwornego maga. Mag się przyda - rozpozna zaginionego syna i ożywi króla po otruciu żeby Burt miał więcej dni zdjęciowych. O, John Ryhs-Davies tak ładnie schódł. Nadaje się. (Na marginesie: dorzućmy dwóch czarnych na stanowiskach generalskich w ramach poprawności politycznej).
Producent zawołał rezysera i mówi m tak: Dostaniesz dobrych aktorów, taką historię do nakrecenia, dorzucam ci ludzi lasu wykonujących akrobacje na linach (krzyżówkę elfów i Piktów), wojowników ninja, średniowieczne virtual reality (wszak firma od efektów tez musi zarobić - zrobią ci nawet wakę na miecze w powietrzu) i niech tam będzie wojna, pojedynki, ładne plenery i jakoś poleci. Masz drużynę: JŁS, Leelee, szefowa lesnej dzielni, nadworny mag. Pojadą, pójdą (dużo szczytów górskich) i pokonają złego.
W rogu serwetki producent napisał: dajcie strzały, błoto i mgłę...duuuużo mgły, jest taka dramatyczna.
Ufff...może to pastisz, może tak miało być, ale siem na tym fimie strasnzie umęczyłam. O ile jeszcze Burt Reynolds grał z przymrużeniem oka to reszta siliła się na powazne aktorstwo i to było nie do zniesienie.
PS: czy kazdy farmer posługuje się bumerangiem jak rdzenny Aborygen?;)
Genialne! To rozwiązuje sprawę, bo naprawdę głęboko się zastanawiałem jak takie coś mogło powstać ;)
Hehe Monia, uśmiałam się. Naprawdę!
Właśnie sobie obejrzałam w tv Joe Black i tak sobie po seansie pomyślałam - czeknę sobię tę aktorkę z ładnymi oczami (Claire Forlani), trafiłam w jej filmografii na ten oto film, patrzę, a tu Jason Statham (który mi ostatnio wpadł w oko;) Myślę sobie: Jason Statham + laska z fajnymi oczami + fantasy na podstawie gry = czego chcieć więcej ;) Jak zwykle nie mogłam się oprzeć pokusie poczytania najpierw komentarzy pod filmem i muszę przyznać, że Twój pełen dramatyzmu i ekspresji opis zachęcił mnie do obejrzenia filmu jeszcze bardziej ;)
Szczególnie zainteresowało mnie to o mgle ;P
Ps. A będą momenty? ;)
genialny opis, muszę kiedyś bejżeć ten film : ) Najgorsze jest to, że podobnie wygląda proces tworzenia ponda połowy filmów, a jak już im brakuje pomysłów to zawsze sobie ktoś przypomni że 20 lat temu odłożył do szuflady scenariusz tak głupi, że nikt go nie chciał, a teraz wystarczy przesunąć akcję o 300 lat w dowolnym kierunku od daty bieżącej, dodać na komputerze parę potworków albo statków kosmicznych nie zapominając o pięknej pani, która błyśnie kawalkiem biustu albo tyłka i mamy film na każdą porę roku :P
Koleżanko - totalnie zapomniałaś o Ronie Perlmanie. Ale recenzja fajna więc postaram się uzupełnić - Perlman, starawy już i niezbyt piękny z twarzy, ale to twardziel, zabawny a do tego człowiek z sercem na ręku. Zróbmy go skrzydłowym głównego herosa, takiego co to pomaga mu w kopaniu kartofli na początku filmu, a na końcu poświęci życie by misja mogła się udać.
A wiecie co jest smutne? Może całej tej ekipie udałoby się uratować film ale komuś wpadło do głowy zatrudnienie Uwe Bolla.
Poza wszystkim co tu wymieniliście, jest jesze jeden, poważny problem. Aktorzy zostali dobrani wręcz fatalnie, z resztą, jak w każdym filmie Bolla. Reynolds, Liotta i Statham pasują do filmu fantasy, jak bat do dupy.