Cóż... Nolan po raz kolejny wziął wszystkie schematy filmów wojennych, po czym połamał je, podlał benzyną i podpalił... stworzył coś absolutnie swojego, coś czego kino jeszcze w tym gatunku filmowym nie uświadczyło.
Ktoś, kto nastawia się na epickie widowisko na miarę starszych produkcji (One bridge to far, The longest day, etc.) być może stwierdzi po filmie... i o co tyle hałasu, gdzie ten rozmach ?
Nolan stworzył dzieło, w którym aktorzy stali się drugim planem dla wydarzeń w których biorą udział. Niby są... niby tworzą wątki, niby poznajemy ich historie, ale są oni jedynie tłem, pewnym symbolem wydarzeń, które widzimy. Co więcej, trudno potępiać w czambuł ludzi, którym ta formuła nie spodobała się. Poza Hardym brak jest bohaterów z którymi moglibyśmy się utożsamiać. Gdyby zapytać po filmie o imiona tercetu z plaży, imiona osób na łodzi to tylko podrapiemy się po głowie... z drugiej strony każdy niemal wymieni bez zająknięcia cały skład drużyny pierścienia, która wyprawiła się po James'a Ryan'a. Bezimienni... i przyznam, że w pewnym momencie przez chwilę mnie to zirytowało podczas seansu... przez chwilę. W zamian za życiorysy bohaterów Nolan dał mi obraz wojny, jakiego nie dał mi żaden z innych reżyserów tego kina. I nie chodzi o te latające po niebie Me – 109, Spitfiry, Heinkle czy Ju – 87 (nikt nigdy lepiej nie oddał trwogi jaką budziły te samoloty), czy też niszczyciele, które Nolan zbudował po to żeby je w filmie zatopić.
Pokazanie pewnego wycinka ewakuacji z Dunkierki z trzech perspektyw to jest ziemi, powietrza i wody, by na koniec dokonać połączenia uważam za pomysł rewelacyjny. Można się zżymać, że na lądzie niewiele się dzieje, że na wodzie widzimy jedynie przypływające i odpływające (ewentualnie tonące okręty), że po niebie nie latają dziesiątki jeśli nie setki samolotów a potyczki nie wyglądają jak w Gwiezdnych Wojnach. Dla wrażliwych warto dodać, że w odróżnieniu od Gibsona nie ma tych dzielnych Marinesów ze sztandarami oraz niezliczonych ilości kończyn ludzkich i jelit. Nolan nie pokazuje okrucieństwa wojny od strony fizycznej. Pokazuje ją od strony psychicznej... pokazuje ludzi, którzy marzą by wrócić do domu, który niemal widzą. Chcą wrócić do tego stopnia, że godzą się na pewną dehumanizację czy to wobec cywilów (Murphy), czy wobec kolegów żołnierzy. Jedyne o czym marzą to zejść z tej przeklętej plaży i przepłynąć tych kilkadziesiąt przeklętych kilometrów... Jeśli chodzi o grupę tak zwanych ratowanych to aktorsko nie ujął mnie nikt i chyba tak miało być w zamyśle. Bezimienni, bez życiorysów, niewiele mówią, nie prowadzą dysput. Zwykła ordynarna chęć przeżycia. Jeśli chodzi o ratujących... z punktu widzenia aktorstwa dostali nieco więcej do pokazania, szczególnie Rylance. Jeśli chodzi o walczących, to Hardy nawet w kominiarce zagrałby klasowo. Mimo koncentrowania się przez Nolana na kwestiach technicznych dostajemy w bonusie kilka scen, które pokazują wciąż milczących bohaterów w sytuacjach konieczności wyboru (kończące się paliwo w samolocie Farriera i bombowiec lecący na ewakuujące okręty i łódki).
Co mnie ujęło z grubsza. Zdjęcia są absolutnie genialne, zwłaszcza te kadrowane z powietrza (dym nad Dunkierką), ale także ujęcia z wody są rewelacyjne i tutaj widzę absolutnego pewniaka do statuetki. Jako absolutny majstersztyk oceniam nakręcenie tego samego momentu z 3-4 różnych perspektyw (Farrier z Collinsem p-ko Me – 109 i bombowcowi podchodzącemu do ataku na trałowiec). Kilka absolutnie genialnych scen, by wymienić tylko końcową z płonącym Spitfirem, scena kiedy łódeczki mijają się z jednym z niszczycieli (pamiętacie te syreny na niszczycielach w Działach Navarony?), scena tonącego w nocy niszczyciela i dźwięk trzeszczących blach poszycia pod naporem ciśnienia wody, scena zalanych pomieszczeń okrętu oraz prób wydostania się z niego przez żołnierzy i tak dalej... i dalej... mógłbym wymieniać do tego stopnia, że złożyłbym z tych scen cały film. Muzyka Zimmera bliźniaczo rewelacyjna do tej z Cienkiej czerwonej linii.
Ciężko mi zdefiniować czego brakło mi do dania dychy. Może jednej oscarowej roli, może 15 minut więcej Hardy'ego na ekranie? Nie raził mnie mnie brak epickości czy też statystowanie Murphy'ego i młodzieży na ekranie. Nie było dla mnie istotne to, że nie dostali więcej czasu. Rewelacyjnie natomiast Branagh. Kapitalna rola.
Patosu w filmie nie sposób się doszukać, może to przez fakt, że po pierwsze brak jest US.Army, po drugie, że film ilustruje poniekąd wielką klęską armii alianckiej, mimo iż sama operacja Dynamo była sukcesem.
Być może szczegółowiej odniosę się do filmu w polemice, o ile ona nastąpi.