Zacznę od tego, że uwielbiam Nolana, dla mnie to najwybitniejszy reżyser XXI wieku. Ten film jest piękny wizualnie, ponadto jak zwykle genialna muzyka Ziemmera buduje napięcie i powoduje, że film trzyma świetne tępo. Na plus również narracja w formie tydzień, dzień, miesiąc.
Ale teraz przejdę do tego co mi się nie podobało. Po pierwsze film nie wzbudza praktycznie żadnych emocji w trakcie seansu, jak dla mnie pomysł z brakiem dialogów się nie sprawdził, dialogi zawsze były mocną stroną filmów Nolana, wystarczy przypomnieć w tej kwestii świetną Incepcje czy trylogię Mrocznego Rycerza. Wszystkie poprzednie filmy tego reżysera chwytały za serce, powodowały napłynięcie łez do oczu podczas seansu, w tej kwestii można tutaj przypomnieć rozmowy Coopera ze swoją rodziną podczas lotu (Interstelar), także w Interstellarze udało się Nolanowi świetnie ukazać samotność człowieka w kosmosie. Można by tutaj wymienić także wiele scen z Mrocznego Rycerza, Prestiżu czy Incepcji (scena gdy poznajemy historię Coba i jego żony).
Druga rzecz, która mi się nie podobała to sceny na tym małym statku co płynął ojciec, syn i jego kolega. Ten ojciec był tak drewniany i nie naturalny że szok, a każdą kwestię wypowiadał tak jakby za chwilę miał się skończyć świat. Po co ten syn zamykał C. Murphyego (rozumiem intencje jego, ale to nie było uzgodnione z ojcem) ? Reakcja syna na śmierć swojego kolegi też raczej do normalnych nie należała.
Po trzecie scena w kutrze. W ciągu kilku sekund przez dziurę wpływała woda o takiej masie jak masa człowieka, więc to chore że chcieli zmniejszyć tonaż statku poprzez wyrzucenie Francuza.
Teraz powiem czego mi zabrakło. Zabrakło we wstępie nakreślenia sytuacji historycznej (te 3 zdania, które są na początku filmu to zdecydowanie za mało), może we wstępie powinny się znaleźć jakieś oryginalne zdjęcia z Dunkierki i dzięki temu udało by się wielu widzom identyfikować z bohaterami filmu (myślę, że to by poprawiło warstwę emocjonalną filmu, przy założeniu że całą resztę zostawiamy bez zmian).
Podsumowując film mi się podobał, nawet bardzo. Bałem się o ten film bardzo, bo wydawały mi się to kompletnie nie klimaty Nolana i że to będzie film na 6/10, tak na szczęście się nie stało, czuć w sposobie narracji genialną rękę Nolana niestety jednak wersja emocjonalna filmu leży i kwiczy, można tylko gdybać jak epicki byłby to film gdyby wzbudzał takie emocje jak Interstellar, TDK podczas seansu.
Zapraszam do dyskusji. Może uda się komuś także odpowiedzieć na pytania, które postawiłem. Jeżeli piszę bez ładu i składu to przepraszam bo piszę to pod wpływem pewnych chwilowych emocji.
Akurat nie zgadzam się z tym, że Mark Rylance był drewniany, moim zdaniem razem z Cillianem Murphym zagrał najlepiej z całej obsady. Co do reszty, to się zgadzam, poza "Incepcją", bo we mnie nie wywołała żadnych emocji, ale co do samej "Dunkierki", to zgadzam się ze wszystkim poza stwierdzeniem, że Rylance był drewniany i z tym, że nie jest to film 6/10, bo jak dla mnie właśnie taki jest :D
Odpisałeś w moim temacie, więc czuję się zobligowany do zrobienia tego samego. ;)
Oczywiście ze wszystkim co powyżej nie pozostaje się nie zgodzić. To jest właśnie w tym filmie najdziwniejsze, mimo doskonałej marki pt. Christopher Nolan, film nie ustrzega się przedszkolnych błędów. Naprawdę wielka szkoda, ale ja nie potrafię go nazwać majstersztykiem. Ba, nawet filmem dobrym. Nie sądzę bym dał Dunkierce jeszcze jedną szansę, bo wtedy znalazłbym chyba tylko więcej nielogiczności, co może byłoby wręcz nieobiektywne, a skupiało bardziej na "dowaleniu" temu filmowi jeszcze raz. Tego chcę uniknąć.
Podzielenie akcji na: tydzień, dzień, godzina. To oczywiście ciekawy pomysł, ale czy aż tak niesamowicie wybitny? Może wyróżnia się jako pewnego rodzaju "ciekawostka" na tle miałkiego scenariusza, nie wiem. Najgorsze jest to, że "Dunkierka" po mnie spłynęła a od kina wojennego oczekuje dłuższej refleksji.