Moim zdaniem temat przerósł reżysera, ale biorąc pod uwagę jak bardzo się starał i jakie miał przy tym problemy z rodziną, to ja go podziwiam tak czy siak.
Bardzo podobał mi się wywiad z wnuczką milionera, którą dziadek wydziedziczył.
Tak, film niezbyt rewelacyjny, ale jednak przynajmniej sygnalizujący pewne punkty poruszanej tematyki, a to już zawsze coś, bo temat ważny i wart poruszania.
Stosunek dziadka do wnuczki po prostu niesamowity. Dziewczyna nie powiedziała nic złego. Mówiła jedynie ogólniki o swoim własnym życiu/stosunku do życia, a dziadek potraktował ją w ten sposób. Niesamowite.
Tak, pokazuje jak ci nieprzyzwoicie bogaci reagują na temat biedy. Wnuczka tamtego milionera pokazała, że dla niej liczy się radość z pracy i bycie na równi z większością społeczeństwa. Zaraz po tym zdarzeniu dziadek ją wydziedziczył i oświadczył, że nie należy do jego rodziny, a póżniej, żeby ratować honor, przeznaczył trochę kasy na jakąś dobroczynność. Wnuczka skwitowała to słowami: "Najwidoczniej opinię publiczną traktuje inaczej niż rodzinę".
Mi się wydaje, że z majątku to ona już wcześniej sama zrezygnowała, więc pewnie jej nie wydziedziczał (nie wiem zresztą), ale wykluczył ją z rodziny. Oczywiście określiłam to zachowanie jako niesamowite nie dlatego, żebym była przyzwyczajona do dobrych stosunków w każdej rodzinie, czy też takich oczekiwała, ale chodziło mi o to, że ci bogaci potrafią traktować dzieci (w sensie np. wnuków) w całkiem ludzki sposób. Tak, że wydaje się, że je kochają tak normalnie po ludzku. A potem jak z takiego dziecka nie wyrośnie zachłanna gnida, to przestają kochać :) To nie było nic odkrywczego, niemniej jednak nadal odbieram to jako dość niesamowite. To całe ukierunkowywanie swojego potomstwa tak, by ich życiowym priorytetem było zbieranie kasy i by wydawało się im, że to jest dobre (pod róznymi względami, także moralnym). Takie zbieranie pieniędzy jest jak hazard, albo ogólnie nałóg. Zazwyczaj nie dąży się do tego, by dziecko było od czegoś uzależnione, a w tych rodzinach robi się właśnie coś takiego. Nieuzależnionych członków wykluczamy z rodziny.
Fantastycznie tę problematykę - przepaści między bogatymi i biednymi w USA oraz podejście bogatych do biednych przedstawia książka Kurta Vonneguta "Niech pana Bóg błogosławi panie Rosewater". Vonnegut zawsze mnie uwodzi swoja prozą i tak też się stało tym razem. Książka już dość stara, ale jakoś tak wyszło, że dopiero teraz ją przeczytałam. Jest po prostu genialna i pełna fragmentów-cytatów trafiających w samo sedno zagadnienia. Kurt jest niepodważalnym mistrzem.
Czytałem tylko "Rysio Snajper", bardzo mi się podobała, zainspirowany wstawianiem przepisów kulinarnych do tej książki, sam zastosowałem to w swojej książce (takim można by rzecz projekcie o wyjeździe za granicę). Natomiast widziałem "Rzeźnię Nr 5" i bardzo podobał mi się film - kompletnie nieprzeciętna historia. A co najciekawsze, dawno temu w latach 90-tych przypadkowo w jakiejś taniej pirackiej TV widziałem film "Harrison Bergeron". Od tamtej pory uwielbiam filmy o utopiach, dzięki tamtej roli bardzo szanuję Seana Austina. Wtedy jeszcze oglądałem to jako dziecko, ale nigdy nie zapomnę tej historii. Myślę, że kupię wszystkie książki Kurta, wcześniej czy później... Zacznę od tej, co ją polecasz.
Niesamowita dziewczyna, ale nie osądzałbym dziadka. Jego pieniądze, jego decyzja. Pewnie nie chciał aby wnuczka rozdała swoją część spadku. Jednak jestem przeciwko okradaniu bogatych. Uczciwie zarobili fortunę(krętacze to inna sprawa), a reprezentanci najniższych klas chcą chyba komunizmu. Podłych i dobrych ludzi mamy po obu stronach. Są zamożni, którzy oddają lwią część majątku potrzebującym i biedni którzy w przypadku sukcesu, mają w poważaniu resztę. Mam wrażenie, że ten dokument jest zbyt stronniczy.