Tak to w skrócie można ocenić. Sensu w tym filmie za grosz, schemat goni schemat i schematem pogania, postacie równie pełnokrwiste jak plaster sera i równie charyzmatyczne. No, może poza Willem Smithem i w mniejszym stopniu Jeffem Goldblumem. Poza tym nadęto patriotyczno patetycznie podniosła atmosfera, którą jedynie Judd Levinson stara się jakoś rozładować. A mimo to da się oglądać, jeśli wyłączymy mózg i będziemy jedynie sycić oczy efektami wizualnymi i praca kamery. Coś na deszczowe popołudnie, jeśli naprawdę nic nam się nie chce robić.