Wyjaśniając temat - film jest bardziej niż oryginał wierny opowiadaniu kKinga i przez to do niczego. Aktorstwo żałosne, aktorka grająca Vicky w kółko powtarza: "Boję się, boję się!!". Głównego bohatera twórcy przedstawili tak, że życzy się mu śmierci. Facet uważa, że wygra bo był w Wietnamie (hahaha). A strzelanie na polu kukurydzy o pomstę do Nieba woła. Jedyny atut filmu to niespodzianka po napisach, ale i to nie wynagradza braku satysfakcji podczas oglądania gadaniny, przez którą widz nie czuje ani trochę grozy. Ponadto twórcy zachowali się jednocześnie świętokradczo i paskudnie, pokazując scenę seksu na ołtarzu w otoczeniu dzieci.
A książkę czytałeś? Film jest dobrym odwzorowaniem, dobrago opowiadania Kinga. A czemu nie wywołuje grozy? Zbiór opowiadań zawierający "Dzieci Kukurydzy" Został napisany bodajże w roku 1978 (!)
W tamtych czasach ludzie bali się bardziej banalnych rzeczy, a na tych troszkę bardziej drastycznych nawet mdleli (np, na premierze "Egzorcysty" który jest mniej więcej z tego samego okresu.)
Poza tym, King zawsze był oryginalny i robił naprawdę dobre opowiadania z naprawdę byle czego. (np. "Gzyms" czy "Nocna Zmiana")
Oczywiście nie wszystkie one nadają się do przedstawiena w formie filmu, czy miniserialu. Jednak w wypadku "Dzieci Kukurydzy" jako fan Kinga, muszę przyznać, że ekipa spisała się całkiem nieźle. Jak już wspomniałem, film jest dobrym odzwierciedleniem książki, nie pominięto w nim żadnych istotnych elementów. Aktorka wcielona w rolę Vicky (moim skromnym zdaniem) dobrze odegrała rolę jędzowatej żonki. A "facet" był taki jak w książce. (Więc proszę nie mieć do niego zarzutów :) ) Sądzę, że film ten skierowany jest raczej do fanów opowiadań Stephena, niż do osób zewnętrznych, które mogą źle zinterpretować jego treść.
Nie męcz się większość osób krytykujących ten film tego chyba w ogóle nie rozumie bo,są za młodzi,i myślą zupełnie inaczej niż my czy amerykanie w latach 70 czy 80 a ten film ma właśnie ten klimacik.Do tego trzeba być fanem Kinga by w pełni docenić jego opowiadania które są w sumie bardzo amerykańskie ale jednak dość odległe od tej ameryki jaką znamy dzisiaj z filmów czy tv.Dla mnie to plus ale większości jak widać się nie podoba..
Jak dla mnie opowiadanie było fatalne - upiornie nudne, z nieciekawymi bohaterami, wleczące się jak flaki z olejem. Twórcy pierwszej adaptacji, którzy zmienili to i owo i całość rozwinęli sprawili, że film ma klimat, a ponadto wystarali się o świetną muzykę, zdjęcia i niemal bez wyjątku znakomitą grę aktorską. U Kierscha jest się naprawdę czego bać. U Borchersa, producenta pierwszej wersji, niestety nie. Wierność opowiadaniu zadziałała na niekorzyść. Ten film nie powinien w ogóle był powstać.