PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=467539}

Dziennik nimfomanki

Diario de una ninfómana
2008
6,0 45 tys. ocen
6,0 10 1 45396
4,2 5 krytyków
Dziennik nimfomanki
powrót do forum filmu Dziennik nimfomanki

Gdy obejrzałem zwiastun, zrodziły się we mnie nadzieje na ciekawy dramat erotyczny, europejskiego kina. Plakat również zachęcał, wykonany w ładnym czarno-białym stylu z czerwonymi butami, które przykuwały wzrok już z daleka. Niestety czar rozpoczęty pierwszymi minutami, bardzo szybko zaczął ginąć, aby ostatecznie przerodzić się w niesmak. Film zamiast być kontrowersyjnym, jak dla mnie był po prostu czystą propagandą anty małżeńską, zrównującą życie dwojga ludzi do uciech w burdelu. Jednak po kolei, przedstawmy wszystkie punkty, które doprowadziły mnie do tego wniosku.

Po pierwsze, to tragiczny w skutkach scenariusz. Posiada masę niedoróbek, dziur i niedomówień. Czasem bije z niego taki nonsens, że aż boli. Powoduje to, że postaci zachowują się jakby wszystkie urwały się z wariatkowa. Przykładem jest choćby mąż Val, który jest słodki, miły i czuły a potem ni z gruszki ni pietruszki, zamienia się we władczego tyrana, który bez wahania zakatowałby żonę. Nie było wcześniej żadnych przebłysków takiego zachowania, po prostu jakby scenarzyście nagle się odwidziało i zmienił małżonka w bestie. Być może miało to budzić zaskoczenie, jednak tak się nie stało. Większość osób była bardziej znudzona niż wstrząśnięta. Innym wielkim błędem są "mądrości" babci głównej bohaterki, czy jej najlepszej przyjaciółki. Stwierdzenie, że należy korzystać z życia i robić to co się chce, wliczając w to orgie seksualne jest naprawdę mało trafny. Natomiast gdy Val zrównuje małżeństwo z praca w burdelu, to już w ogóle do mnie nie trafia. Jeśli taka jest obecna wizja małżeństwa, to ja wolę zostać przy stereotypach.

Inny mankament to sama Val, która z jednej strony jest uzależniona od seksu, z drugiej nawet nie stara się z tym walczyć, tylko wpada do majtek coraz to innych facetów. A gdy ci wcześniej lub później ją zranią, zwala winę na życie. Po czym nagle dochodzi do wniosku, że to jej wina, ale cóż seks jest ważniejszy i tak musi być. W tym momencie poczułem, że kobieta z takim podejściem nie ma za grosz szacunku do siebie. To tak samo jak mężczyzna chodzący do prostytutek, ponieważ boi się poszukać kogoś na poważnie. W efekcie Hiszpanie pokazali, że lepiej płacić za seks niż kogoś pokochać.

Jedynym plusem w obrazie Molina są zdjęcia oraz same akty. Nie mamy tu do czynienia z pornografia tylko z wysublimowanym seksem, okraszonym nastrojową muzyką. Choć czasem są drobne zgrzyty, to i tak znikają one w tle. Mimo to więcej atutów nie udało mi się znaleźć, a same zdjęcia to za mało aby film mógł się porządnie wybronić. Ostatecznie wyszedłem z kina bardziej zniesmaczony niż zmieszany. Film zamiast przesłać konkretne intencje, był zdecydowanie anty reklamą małżeństwa, propagującą prostytucję i dlatego wystawiam mu niską notę. Jeśli ktoś chce iść i napatrzeć się na gołą aktorkę, to zapraszam do kin, ale ludziom z lepszym smakiem polecam pójść na spacer.

artur_t

Dobrze gada, polać mu:)
A tak poważnie to podpisuje się obiema rękami. (3/10)

ocenił(a) film na 6
artur_t

Heh... nie wiem, skąd takie wnioski? Czy w ogóle ten sam film oglądaliśmy??? Bo mi się wydaje, że "Dziennik..." znakomicie naświetla problem, z jakim borykają się kobiety od dawien dawna. Jeśli uważasz, że to anty-małżeńska propaganda, to chyba nie do końca adekwatnie ten film zrozumiałeś. Bo to nie "małżeństwo" jest tu przedmiotem krytyki, ale "patologiczne małżeństwo" i głupie, tradycjonalistyczne konwenanse społeczne, które opowiadają się po stronie takiego ładu, kiedy to kobieta jest traktowana jak więzień, zakładnik, pomoc domowa, cel erekcji męża (przynajmniej na początku związku), etc. Uważam, że pokazanie tego zakłamania jest bardzo dużym plusem filmu.
I nie ma się co oszukiwać, chować za pruderią, wiktoriańska moralnością, dulszczyzną - szeroko rozumiany sex, jest jedną z najważniejszych, prymarnych ludzkich potrzeb, a nasza kultura, w dużym stopniu zmaskulinizowana, piętnuje je jako niemoralne, wręcz nienaturalne! To wielkie zakłamanie, które - jak w przypadku bohaterki filmu - nie pozwala niektórym cieszyć się życiem i korzystać z niego w pełni. Oczywiście nie wolno przesadzać z niczym, no ale wydaje mi się, że bohaterka tego filmu jest jak najbardziej normalna.
Teksty babci są też jak najbardziej na miejscu: masz ochotę - pieprz się na potęgę i jest to tylko i wyłącznie twoja sprawa, a poza tym nic nikomu do tego. Ale oczywiście w społeczności zawsze się znajdzie ktoś, kto określi cie nimfomanką, prostytutką, kurwą, szmatą, itd. No cóż, facet w tym przypadku, to najwyżej dziwkarz i to też poniekąd dlatego, że kobieta go skusiła i uwiodła. Nie dostrzegasz tu problemu..?

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 3
parura

Ja dostrzegam problem w przełożeniu sexu jako symbolu wierności, miłości i namiętności, na zwykły sport. Bohaterka filmu sama stałą się prostytutką, szukała na zabój orgazmów i się po prostu puszczała. Sama sobie winna, ale tłumaczyła to uzależnieniem. Dodatkowo naprawdę mnie tekst "Pieprz się na potęgę jeśli masz ochotę to twoja sprawa" nie przemawia. TO pokazuje tylko jacy ludzie są wypaczeni i brak im zahamowań moralnych. Ten film to tylko propaguje, dlatego dałem taka notę.

ocenił(a) film na 7
artur_t

Z pewnością film niczego nie propaguje, rozumienie seksu jako symbol wierności i miłość to kulturowy nonsens a teksty babci bardziej wydają mi się banalne niż niestosowne.

porównanie małżeństwa do burdelu, w szczególności takiego małżeństwa jest doskonałym zabiegiem reżyserskim którego uogólnienie może ludzi razić.

Rozwój postaci męża jest umotywowany i wyraźnie zarysowany w kilku scenach więc proszę: Pisz swoje przemyślenia ale nie odzywaj się w kwestiach o których nie masz pojęcia.

7/10 + 1 za to że robione w Europie

ocenił(a) film na 6
artur_t

Witam!
Ja bym się tu nie dopatrywał żadnego "przełożenia", a zwłaszcza na sport. To zabawne porównanie przywołuje mi na myśl pradawne "sposoby" na młodzieńczy popęd seksualny. Otóż właśnie sport miał być jednym z takich remediów, okazało się to oczywiście bzdurą, a uprawianie sportu to co najwyżej "zamiennik czasowy" (spędzasz czas na boisku, a nie na randce z dziewczyną).
No właśnie: czy dorastająca, śmierdząca hormonami młodzież i jej niepohamowana ciekawość i apetyt seksualny, to też objawy nimfomanii? Mi się wydaje, że każdy ma swój temperament i nie powinien się sugerować takimi rzeczami, jak przyzwoite i unormowane "dwa, trzy razy w tygodniu". Masz ochotę - pieprz się, ile chcesz i tylko Ty ustalasz sobie normę, ile Ci potrzeba, itd. Bohaterka znalazła sobie swoją niszę, w której czuła się przez jakiś czas dobrze i nikt tu niczemu nie jest winien. Po prostu doświadczyła, jak to jest być dziwką i tyle. Nie widzę tu żadnego problemu, tzn. problemu u niej, bo opinia publiczna, to już inna kwestia.
Co to znaczy "brak zahamowań moralnych"? Zajrzyj, np. do Nietzschego, Freuda i porównaj ich koncepcje moralności z obiegową o niej opinią. Co jest dobre i właściwe, a co nie? Kto to ustala i reguluje (tradycja?, pismo święte?, babcia i dziadek?, czy może rodzice?) Kto ustalił, że te 2-3 razy w tygodniu jest dobre, godne i zacne??? a instytucja płatnej miłości czyli tzw. kurewstwa, istnieje od tysięcy lat i jakoś ten tzw. rozwój moralnej świadomości nie wyplenił tej profesji z historii ludzkości. Po prostu naturalnych odruchów nie oszukasz żadnymi obyczajami, konwenansami, moralnością, itp. Zamiast tej tzw. moralności, powinno się uświadamiać, jak z tego korzystać w umiejętny i bezpieczny sposób, jak wykorzystywać nasze naturalne instynkty, aby nam służyły jak najlepiej. Tak człowieku, kultura i ta cała nadbudowa, to rzecz wzniosła i chwalebna, ale także "źródło cierpień" i wyrzeczeń. Niektórzy jednak potrafią znaleźć sobie swój wyłom w tym murze i bez większych ograniczeń robić sobie to, co chce (oczywiście cały czas pisze o ludziach rozsądnych, a nie o chorych psychicznie, zboczeńcach, itp., których zachowanie może zaszkodzić w poważny sposób społeczności).
PZDR

ocenił(a) film na 3
parura

Jak dla mnie, szczerze, to ten film idealnie propaguje to co mówicie czyli kompletną rozwiązłość seksualną. Innymi słowy bzykanie się z kim popadnie dla zabawy bo mam chcicę. No proszę toż to żenada. A potem ludzie dziwią się że jest tyle porzuconych dzieci, rozbitych rodzin czy nieudanych małżeństw.
Reżyser nie pokazał wyraźnie że praca w burdelu to jak chore małżeństwo tylko wprost równał je do jakiegokolwiek małżeństwa. Ten głupi kościół, z którego tyle osób szydzi, nie jest idealny ale przynajmniej na tyle hamował rozwiązłość seksualną, po przez budowanie czystej moralności, co powodowało mniej rozbitych rodzin, rozwodów i problemów. Sex jest symbolem wierności i namiętności w stałym związku/małżeństwie, ale przy obecnym braku kręgosłupa moralnego, po prostu przerobiono go na sport co idealnie pokazuje ten film.

Aha i proszę nie wyjeżdżajcie mi z Freudem bo facet w sumie stworzył utopię, czystą teorię zaś Nietzsche jest twórcą i ojcem NAZIZMU (z czym wielu profesorów historyków, politologów i filozofów się zgadza, zaś praktyczną wersję jego wizji mieliśmy w latach 1933-1945 gdy Hitler ją po prostu wziął do serca. Efekt? Brak kręgosłupa moralne i rzeź kilkunastu milionów ludzi. Super wizja.

Naprawdę wiem co to nauki społeczne, psychologia i kultury narodowościowe. Jak dla mnie ten film propaguje tylko i wyłącznie rozwiązłość, wykrzywienie moralne, zwykłe kurwienie się oraz anty małżeństwo. Stąd taka ocena.

ocenił(a) film na 6
artur_t

Widzisz... to, co dostrzegasz w filmie (jego sensy, znaczenia, wymowę - słowem - treść) w dużym stopniu zależy od Ciebie, czyli Twego światopoglądu, punktu widzenia, kompetencji interpretacyjnych - ogólnie rzecz biorąc - kontekstu kulturowego, w jakim się wykształciłeś i w jakim żyjesz. Zwyczajnie w takim filmie otrzymujesz treść, którą interpretujesz - taki pogląd, który uważam w dużym stopniu za zasadny, mniej więcej można określić perspektywizmem (za Nietzschem). Według tegoż moralność (czyli ogólniej mówiąc ten kontekst kulturowy, sposób oglądu i wartościowania zjawisk w uniwersum społeczno-kulturowym) jest arbitralnym systemem norm rzekomo słusznych i prawych, który stworzyli "ludzie dla ludzi" w celach różnych, a zwłaszcza, by utrzymać nieposkromione instynkty co mniej świadomych jednostek w ryzach by ocalić społeczność (przynajmniej tak to się tłumaczy). Kościół, o którym wspominasz, nie jest ani najstarszą, ani najbardziej władczą instytucją w tej kwestii, choć w dużej mierze kształtuje i wpływa na tradycję, moralność, itp. czynniki.
Ale ja uważam, że jednostka świadoma jest w stanie wyjść ponad te ograniczenia, a jednocześnie żyć w zgodzie z sobą, nie czyniąc większego uszczerbku społeczności. W takim kontekście te zakazy będą się jawiły jako normy skostniałe, nieuzasadnione, a wręcz szkodliwe (jeśli weźmiemy pod uwagę satysfakcję takiej świadomej jednostki, która przecież nie jest szkodliwa z punktu widzenia społeczności, a przecież musi cierpieć wyrzeczenia dla rzekomego dobra ogółu). Nie mówię tu już o kwestii seksu, ale o wielu, wielu innych rzeczach.

"Sex jest symbolem wierności i namiętności w stałym związku/małżeństwie, ale przy obecnym braku kręgosłupa moralnego, po prostu przerobiono go na sport co idealnie pokazuje ten film."
Seks to nie jest żaden symbol, a zwłaszcza wierności i stałości. Jeden z najsilniejszych (zdaniem Freuda i nie tylko) popędów organizmów żywych, został po prostu tak ujęty - kościół i inne, podobne instytucje, narzuciły na ten pierwotny żywioł taką interpretację, paradygmat. Ty przyjąłeś taką interpretację za słuszną i się z nią identyfikujesz, ale to nie znaczy, że to jest prawe i dobre, a wszelkie inne interpretacje są złe. Faktem jest, że seks na dłuższą metę nie żywi się stałością, przekonaniem o wierności partnera, czy - mówiąc dosadniej - rutyną, powtarzalnością i przewidywalnością (te ustawowe 2-3 razy w tygodniu). Seks jest dzikością, nieprzewidywalnym żywiołem, siłą życiową, pasją i zaskoczeniem, pikantną niespodzianką, słodyczą i cierpieniem, a nie żadnym symbolem małżeństwa i stałego związku. I o tym opowiada ten film, który - jak mniemam - wiele skostniałych w małżeńskim łożu par, obejrzy z ciekawością i wysnuje z niego bardziej odpowiednie wnioski, niż Ty. Bo ten film wcale nie zachęca do tego, aby seks traktować jak sport, ale by go oczyścić z konwenansów i z tego całego, moralizatorskiego szlamu, przez który ludzie zwyczajnie cierpią, dlatego, że są piętnowani za swój temperament, żyją w zamkniętym świecie swych kompleksów i zahamowań, męczą się ze sobą całe życie, dlatego, że kiedyś, będąc młodym i nieświadomym, coś tam komuś obiecali i że to się nazywa sakrament. Owszem - małżeństwo to bardzo ważna sprawa, ale ważniejsze wydaje mi się wzajemne szczęście i wspólne przeżywanie życia w pełni - jeśli coś podobnego nie występuje w małżeństwie, żaden sakrament nie jest w stanie uświęcić takiego skostniałego związku.

Na zakończenie dodam, jaką ja miałem super wizję po przeczytaniu tego akapitu"
"Aha i proszę nie wyjeżdżajcie mi z Freudem bo facet w sumie stworzył utopię, czystą teorię zaś Nietzsche jest twórcą i ojcem NAZIZMU (z czym wielu profesorów historyków, politologów i filozofów się zgadza, zaś praktyczną wersję jego wizji mieliśmy w latach 1933-1945 gdy Hitler ją po prostu wziął do serca. Efekt? Brak kręgosłupa moralne i rzeź kilkunastu milionów ludzi. Super wizja."
Moja super wizja jest taka, że - z całym szacunkiem - mam do czynienia z co najmniej młodym, ledwo świadomym, nieoczytanym i nieopierzonym (s)markiem, którego poziom erudycji wyraźnie zniechęca mnie do dalszej polemiki na ten czy inny temat. Taka skromna rada na koniec - zanim wygłosisz jakąś opinię, zastanów się najpierw, pomyśl, poczytaj - to powinno Cię ustrzec przed kompromitacją w podobnym, jak powyżej, stylu.

P.S.
Proszę, podaj mi jakieś konkretne nazwiska tych "wielu profesorów historyków, politologów i filozofów", którzy się zgadzają z opinią, że "Nietzsche jest twórcą i ojcem NAZIZMU", a Freud stworzył "utopię".
Tak poza tematem, to istotnie ciekawy jestem, pod jakim linkiem wyczytałeś takie brednie? Jak możesz, to podaj adres... bo chyba w szkole Cię takich "mądrości" nie nauczyli..?

ocenił(a) film na 4
artur_t

Tak do końca nie zgodzę się z żadnym z was. Moim zdaniem artur podchodzi do tematu zbyt pruderyjnie, dziwi mnie natomiast, że użytkownik parura aż tak broni słabego filmu, przywołując do tego (o zgrozo!) freuda i nitzschego, którzy są tu zbędni.

..a co do filmu: Oceniłem go na 4/10 (choć kusiło mnie 3/10) i nie podoba mi się, że została zmarnowana szansa ekranizacji książki oraz całkiem ciekawy plakat :). Film w sposób infantylny próbuje pokazać problemy nimfomanki, a także kobiet w ogóle, jednak tak banalnie opisuje je, że mój światopogląd nie został wzbogacony o nic wartościowego. Tak naprawdę główna bohaterka nie zachowuje się jak nimfomanka, która próbuje ciągle poszukiwać kontaktów seksualnych (i nie jest istotne z kim to robi), tylko stale umawia się na seks o wysublimowanych charakterze w pięknej scenerii z wybranymi przez siebie mężczyznami. Ja jako widz jestem w tym momencie zagubiony, bo miałem nadzieje że przede mną staną dramaty osoby uzależnionej od seksu, a tak naprawdę widzę kobietę o zawężonych horyzontach, bez charakteru, która sensu życia poszukuje w ciągłym "bara-bara". Tak więc film problemy nimfomanii totalnie omija.
Co do innych wątków dotyczących małżeństwa, miłości ect. jestem również zawiedziony, gdyż nie znajduje w filmie ani źródeł takich czy zachowań społecznych, ani nie zaskakują mnie swoją absurdalnością czy niesprawiedliwością. Wiele wątków ciekawych do dyskusji jest ukazanych jednostronnie bez większej złożoności czy autentyczności.

Tak więc gdybym zobaczył ten sam film o jakimś niewymagającym tytule być może byłbym zaskoczony jego tematyką (która wynikała tylko i wyłącznie z tego że jest on opart na powieści), natomiast jeśli miaTak do końca nie zgodzę się z żadnym z was. Moim zdaniem artur podchodzi do tematu zbyt pruderyjnie, dziwi mnie natomiast, że użytkownik parura aż tak broni słabego filmu, przywołując do tego (o zgrozo!) frauda i nitzschego, którzy są tu zbędni.

..a co do filmu: Oceniłem go na 4/10 (choć kusiło mnie 3/10) i nie podoba mi się, że została zmarnowana szansa ekranizacji książki oraz całkiem ciekawy plakat :). Film w sposób infantylny próbuje pokazać problemy nimfomanki, a także kobiet w ogóle, jednak tak banalnie opisuje je, że mój światopogląd nie został wzbogacony o nic wartościowego. Tak naprawdę główna bohaterka nie zachowuje się jak nimfomanka, która próbuje ciągle poszukiwać kontaktów seksualnych (i nie jest istotne z kim to robi), tylko stale umawia się na seks o wysublimowanych charakterze w pięknej scenerii z wybranymi przez siebie mężczyznami. Ja jako widz jestem w tym momencie zagubiony, bo miałem nadzieje że przede mną staną dramaty osoby uzależnionej od seksu, a tak naprawdę widzę kobietę o zawężonych horyzontach, bez charakteru, która sensu życia poszukuje w ciągłym "bara-bara". Tak więc film problemy nimfomanii totalnie omija.
Co do innych wątków dotyczących małżeństwa, miłości ect. jestem również zawiedziony, gdyż nie znajduje w filmie ani źródeł takich czy zachowań społecznych, ani nie zaskakują mnie swoją absurdalnością czy niesprawiedliwością. Wiele wątków ciekawych do dyskusji jest ukazanych jednostronnie bez większej złożoności czy autentyczności.

Tak więc gdybym zobaczył ten sam film o jakimś niewymagającym tytule być może byłbym zaskoczony jego tematyką (która wynikała tylko i wyłącznie z tego że jest on opart na powieści), natomiast jeśli miałem zobaczyć dzienniki nimfomanki a oglądam przemyślenia papierowej bohaterki to coś tu jest nie tak...

ocenił(a) film na 4
artur_t

sory za błąd w powyższym tekście (podwójnie wkleiłem w złym miejscu wiadomość), zgłosiłem go już do usunięcia, powinna wyglądać tak:

Tak do końca nie zgodzę się z żadnym z was. Moim zdaniem artur podchodzi do tematu zbyt pruderyjnie, dziwi mnie natomiast, że użytkownik parura aż tak broni słabego filmu, przywołując do tego (o zgrozo!) freuda i nitzschego, którzy są tu zbędni.

..a co do filmu: Oceniłem go na 4/10 (choć kusiło mnie 3/10) i nie podoba mi się, że została zmarnowana szansa ekranizacji książki oraz całkiem ciekawy plakat :). Film w sposób infantylny próbuje ukazać problemy nimfomanki, a także kobiet w ogóle, jednak tak banalnie opisuje je, że mój światopogląd nie został wzbogacony o nic wartościowego. Tak naprawdę główna bohaterka nie zachowuje się jak nimfomanka, która próbuje ciągle poszukiwać kontaktów seksualnych (i nie jest istotne z kim to robi), tylko stale umawia się na seks o wysublimowanych charakterze w pięknej scenerii z wybranymi przez siebie mężczyznami. Ja jako widz jestem w tym momencie zagubiony, bo miałem nadzieje że przede mną staną dramaty osoby uzależnionej od seksu, a tak naprawdę widzę kobietę o zawężonych horyzontach, bez charakteru, która sensu życia poszukuje w ciągłym "bara-bara". Tak więc film problemy nimfomanii totalnie omija.
Co do innych wątków dotyczących małżeństwa, miłości ect. jestem również zawiedziony, gdyż nie znajduje w filmie ani źródeł takich czy zachowań społecznych, ani nie zaskakują mnie swoją absurdalnością czy niesprawiedliwością. Wiele wątków ciekawych do dyskusji jest ukazanych jednostronnie bez większej złożoności czy autentyczności.

Tak więc gdybym zobaczył ten sam film o jakimś niewymagającym tytule być może byłbym zaskoczony jego tematyką (która wynikała tylko i wyłącznie z tego że jest on oparty na powieści), natomiast jeśli miałem zobaczyć "dzienniki nimfomanki" a oglądam "westchnienia papierowej bohaterki" to coś tu jest nie tak..

ocenił(a) film na 6
nazwe_zmieniono

A czemu "o zgrozo!"??? Myślę, że gdy rozmawiamy o moralności i popędzie seksualnym, ci dwaj, tzn. Freud i Nietzsche, są niejako punktem wyjścia. Ale żeby wiedzieć o tym, że nie są zbędni, a wręcz konieczni w tym temacie, należy znać ich poglądy oraz ich doniosłość w historii myśli ludzkiej.

A sam film faktycznie nie jest najlepszy, dość naiwny, płaski i w dużym stopniu - jak słusznie i trafnie zresztą napisałeś - miejscami bywa jak "westchnienia papierowej bohaterki". Ale nie uważam, że jest bezwartościowy, pozbawiony wszelkiej treści, a już zdecydowanie nie zgodzę się z tym, że jest propagandą anty-małżeńskiej rozwiązłości, kurewstwa i onanizmu/masturbacji. Nie wszystko w filmie zostało pokazane w sposób trafny, skłaniałbym się do stwierdzenia, że - choć bardzo plastyczny i wysublimowany - jest to miejscami zwykły erotyk. A z drugiej strony jestem pod sporym wrażeniem, że obejrzałem erotyk na poziomie i pełen treści (choć może nie jest ona na bardzo wysokim poziomie). To są na prawdę spore atuty i uważam, że na tle filmów o podobnej tematyce, tj. seks/związki i partnerstwo/feminizm i problemy gender/itp., "Dziennik nimfomanki" wcale nie wypada najgorzej, a zdecydowanie lepiej (w mojej opinii), niż np. Lie with me, czy 9 Songs.
Ale fakt faktem - filmu jakoś specjalnie nie zachwalam, czy nie bronię. Zwyczajnie nie zgadzam się w kluczowych kwestiach z opinią rozmówcy i dlatego dyskutujemy, a właściwie dyskutowaliśmy ;)

ocenił(a) film na 3
parura

Parura, daruj sobie proszę pseudo wyniosłe wywody filozofa, bo mnie ta cała terminologia nie rusza. Zamiast powiedzieć w prost "Są rożne gusta i każdy nimi się głównie kieruje oceniając dany film" to ty wylatujesz z kilku zdaniowym monologiem przepakowanym sztucznie stworzonymi hasłami na rzecz pseudo-nauki jaką jest filozofia (pseudo bo nie ma praktycznego przełożenia na życie - nie wyżywisz się z niej). Jednak nie o tym tu mowa więc skończmy temat Frojdów i innych gagatków bo nam to do niczego. Co do mojego wykształcenia to jak na typowego filozofa źle mnie oceniłeś gdyż mam wyższe wykształcenie z Biologii oraz obecnie kończę historię, zaś jestem redaktorem na www.fdb.pl Jak więc widzisz taki ze mnie "nieopierzony" matoł jak z koziej dupy trąba :)

Obaj wymienieni przez ciebie filozofowie są tu zbędni, gdyż dzielenie rodzaju ludzkiego na ludzi i pod ludzi, to po prostu katastrofa. To jak powiedzieć ty jesteś godzien żyć a ty zdychaj bo jesteś dajmy na to ciemno skóry. Chore. Zresztą pana Freuda to ja bym nie stawiał jako filozofa tylko raczej psychologa, który stworzył podwaliny psychoanalizy, jednak nie znał wszystkiego. Ten drugi to wiadomo co dla mnie znaczy. Poniżej masz link a propo pana N. i nazizmu:
ttp://www.logonia.org/index.php/content/view/468/2/


Chodzi mi o to że w tym filmie pokazano nie problemy choroby jaką jest nimfomania, a tylko zwykłe dawanie dupy, mówiąc dobitnie. Pokazuje że nie warto brać się za bary z życiem i być komuś wiernym, tylko puszczać się na lewo na prawo, robić sobie kompleksy, a potem wszystko zwalać na zły los. No litości, zwykłe pójście na łatwiznę. Seks jest fundamentem małżeństwa i w dobrym małżeństwie (wierz mi) NIGDY się nie nudzi i nigdy nie zapada w nim zima. Zawsze można coś odkryć choćby na nowo. Tylko ludzie płytcy, pozbawieni wyobraźni, będą szukali pociechy w łóżku coraz to nowych kobiet/mężczyzn, aż w końcu popadną w chorobę, jak nasza nimfomanka. Będą to potem sobie tłumaczyć jakimiś tam filozoficznymi bzdurami, które w praktyce są nie potrzebne, bo w zdrowym związku oboje partnerów się wspomaga a nie zdradza. To właśnie takie pseudo myślenie filozofa dające wymówki oraz puszczanie się na lewo i prawo powoduje zwyrodnienia w psychice i o tym mówił też Freud. Ten film to pokazuje. Chocby jak Val idzie do pracy do burdelu, puszcza się wcześniej z innymi facetami, a jak ktoś ją zrani to zwala winę na zły los. No porażka.

Prawdziwym kontrowersyjnym erotykiem pokazującym ową chorobę jest "Dziewięć i pół tygodnia" Film świetny, zwłaszcza dzięki zakończeniu. Tutaj nie było od strony fabularnej wielu aspektów tych które posiadał tamten film. Jedyne za co chwalę "Dziennik nimfomanki" to pięknie pokazane sceny aktów, które zrobiono z smakiem, a to jest naprawdę trudne.

ocenił(a) film na 7
artur_t

z Freudem bym uważał bo przesadzał w kwestiach popędu i to bardzo. I to nie neguje kilka jego teorii a Jung, którego wolę i polecam.

Stworzyliście dyskusje o podłożu społeczno-kulturowym dotyczącą filmu zdecydowanie takowej nie wymagającym zgadzam się w większości z (Parurą?)
Są kwestie które bym przedyskutował, ale z doświadczenia wiem że posty to nie najlepsza forma przekazywania informacji...

ocenił(a) film na 6
trzyczwarte

Hm... w tej kwestii chyba nie można "przesadzić", bo Freud jest autorem koncepcji popędów i życia podświadomego. Dla niego było to niemal jak arche dla starogreckich filozofów przyrody.
Jung z kolei, podobnie jak Adler, znacznie rozbudowali oryginalne pomysły Freuda, urozmaicili je i ponownie przemyśleli, czyniąc stosowne modyfikacje i wnosząc wiele nowego do teorii psychoanalizy. Ale aby zrozumieć Adlera, Junga, a nawet czasami Fromma i kilku innych, trzeba zacząć od Freuda:P
W kontekście tej dyskusji chciałem niejako zwrócić uwagę na koncepcje kultury ukutą przez Freuda, a więc bardziej na jego dokonania, jako filozofa, a nie lekarza-psychiatry. Uważam, że postępowanie i rozterki głównej bohaterki podpadają w znacznym stopniu pod tą teorię i na jej gruncie mogą być roztrząsane i racjonalizowane. Przynajmniej tak mi się wydaje, co nie znaczy, że nie mogę się mylić - ot, taki pomysł wpadł mi do głowy podczas dyskusji.

Zresztą jak kto lubi - jedni lubią podyskutować, inni nie bardzo... Ja wychodzę z założenia, że aby dyskusja była rozwijająca i ciekawa, powinna się odżegnywać od zwykłego "podobało mi się lub nie" i wykraczać poza tą prostą konstatację na płaszczyznę szerszego kontekstu. Możliwe, że film nie wymaga takiej dyskusji, ale też nic nie stoi na przeszkodzie, aby - skoro mowa o moralności i popędzie - przywołać myśli tych, którzy coś w tej kwestii powiedzieli ważnego i godnego refleksji.

Tylko, że właśnie w tym rzecz - z jednymi można polemizować i to ciekawie, z innymi nie. Do tej drugiej grupy, jak sądzę, zaliczyć można takich ludzi, którzy coś tam kiedyś zasłyszeli jednym uchem i bezrefleksyjnie powtarzają jakieś bzdury, przy czym uważają, że właśnie te bzdury to "najprawdziwsza prawda" i "tak właśnie jest i kropka". Z całą szczerością - takich, to mi nie szkoda, natomiast obawiam się takich bezmózgowców i staram się ich unikać, najlepiej szerokim łukiem, nie wdawać się w dyskusje, nie próbować zachęcać do samodzielnego myślenia, drążenia tematu i tym podobnych wysiłków intelektualno-rozwojowych. Ale póki nie spróbujesz, nie wiesz, czy trafiłeś na debila, czy jednak na kogoś mądrzejszego, od którego jeszcze sam się być może czegoś ciekawego dowiesz.
I tu w pewnym sensie upatruję przewagę wymiany postów nad tradycyjnym dialogiem. Tu możesz się odważyć pisać szczerze i bez ogródek, rzeczowo i na temat, bez skrępowania, zahamowań i obawy, że jak temu drugiemu skończą się argumenty, to zechce rzucać cegłą, albo zawoła kolegów z klatki, żeby mu pomogli w "dyskusji":P

Eh... sie rozpisałem.
Pozdrawiam
P.S.
Bardzo chętnie poznam Twoje zdanie na temat tych dyskusyjnych kwestii, pomimo tej nie najlepszej metody komunikacji.

ocenił(a) film na 4
parura

Wiecie co? Mnie się nie chce czytać tych wszystkich wypracowań, bo mam słaby dostęp do neta, powiedziałem co chciałem, a skoro rozmawiają tu ludzie na poziomie którzy potrafią spekulować to moja obecność nie jest tu niezbędna. Zresztą każdy z was ma na tyle utarte zdanie, że pewnie go nie zmieni. Bawcie się dobrze ;) pzdr