Zastanawiający jest bardzo fakt, że ilekroć ludzie uzależnieni od sexu napotykają na swojej drodze osoby bliskie ich sercu, zakochują się i nie odczuwają żadnej przyjemności ze zbliżenia. To , co było ich siłą napędową przy spotkaniach z przypadkowymi osobami, co dawało im rozkosz, orgazm, w sytuacji zbliżeń okraszonych uczuciem, emocjami, zaangażowaniem, zanika.Dlaczego?
Obejrzałam trzy filmy o podobnej tematyce i schemat się powiela. Macie jakieś pomysły?
Bo w naturze człowieka silniejsze jest pożądanie niż miłość. A poza tym człowiek nie lubi zbyt długo kąpać się w jednej rzece bo go to zaczyna nudzić i szuka czegoś innego gdzieś indziej. Tak myślę, że jest.
Sugerujesz zatem że targają nami zwierzęce instynkty?A podobno jesteśmy homo sapiens...
Aha, czyli twoje rozumienie opiera się o filmy 'o podobnej tematyce'? ....
Nie wiem skąd w ludziach się bierze takie durne myślenie. Jeśli się kogoś kocha to zawsze się czuje przyjemność z seksu i to większą niż z kim innym, a jak nie to znaczy, że nie kochasz. To jest banalnie proste.
monogamia jest dla czlowieka stanem nienaturalnym - wpojonym przez zachodnia cywilizacje. Przyjemnosc z seksu z osoba ''kochana'' to glownie kwestia relaksu wynikajacego z zaufania, zrozumienia - jednak istnieje wiele innych emocji, przy odczuwaniu ktorych seks oferuje rownie silne lub silniejsze doznania
Tak jest. Popieram to co napisałeś. Bycie z kimś to kwestia przyzwyczajenia tak na dobrą metę. Jedyna prawdziwa miłość i więź jaka istnieje to miłość rodzica do dziecka.
Fajna dyskusja i to filmowe porównanie instytucji małżeństwa do prostytucji! Opad szczeny. Zaskakująco ciekawa produkcja.